Mistrz romansu Nozaki #11 - Izumi Tsubaki

LOVE IS ALL AROUND

 

Tak jakoś pechowo wyszło, ze w minionym miesiącu przegapiłem premierę nowego tomu „Nozakiego”. Minęło więc trochę czasu, zanim ten trafił w końcu w moje ręce, ale jest i to jest najważniejsze. Tym bardziej, ze – jak zawsze – jest też autentycznie świetny, rozbrajający, wciągający i urzekający na każdym właściwie polu.

 

Nadchodzi wielka chwila! Tak! Tak! Tak! Nozaki i Sakura będą razem? Nie, nie o tym mówię, ale i tak będzie się dziczało, bo Seo postanawia powiedzieć prawdę Wakamatsu. Waka, jak wiadomo, kocha Lorelei z chóru, ale nie ma pojęcia, że Lorelei to Seo, której przecież nie trawi! A to nie koniec romantycznych uniesień. Ryosuke umawia się z Miyako, a na scenie pojawia się tajemnicza panienka! Oj będzie się działo!

 

„Nozakiego” albo się kocha, albo… nie poznało się jeszcze jego przygód. Ciężko mi wyobrazić sobie kogoś, poza najgorszym malkontentem, którego w życiu nic jeszcze nie ucieszyło, bo i właściwie nie posiada funkcji cieszenia się w swoim organizmie, by wziął tomik do ręki, przeczytał i powiedział, E, słabe to jest. Bo po prostu nie da się nie polubić tej serii i zaludniających ją bohaterów, których życie, chociaż nieobfitujące w dziwne czy szalone wydarzenia (okej, czasami zdarzają się i takie, ale to już urok podobnych opowieści), potrafi rozbroić nas na całego.

 

Kiedyś, przy recenzowaniu jednego z tomów „Nozakiego”, pisałem, że nie jest to manga wielka, ani głęboka. To tylko komedia, złożona na dodatek z jednostronicowych skeczy, ale ile się w niej kryje. I podtrzymuję to zdanie. Bo nie trzeba wielkich słów i ambitnych treści, by stworzyć coś, co zapada w pamięć i nie pozwala się czytelnikowi oderwać od całości. Wielką siłą tej serii jest to, że „Nozaki” genialnie poprawia humor i śmieszy. Po drugie świetnie żartuje z konwencji mang shoujo, jednocześnie będąc shounenem, który wie, że z własnych elementów gatunkowych też trzeba się śmiać. Do tego to całkiem ujmujący romans, świetna historia typu szkolne życie i wyśmienita komedia obyczajowa, zaludniona całą masą świetnie skrojonych postaci.

 


Koniec? Nic bardziej mylnego, bo poza tym wszystkim mamy tu jeszcze satyrę mangaków, ich twórczość i ogólnie przemysł komiksowy, z której jednak możemy się jednocześnie wiele dowiedzieć o tym zawodzie, zderzenie różnych charakterów, świetną komedię pomyłek, a czasem także bardzo nastrojowe historie z nutą grozy,. Fantastyki czy przygodowych klimatów. i są też jeszcze te świetne ilustracje, które rozbrajają nas prostotą i genialnością mimiki.

 

Dlatego niezmiennie polecam bardzo, bardzo gorąco. Nie tylko tym, którzy lubią komedie, bo to jedno z tych dzieł, które potrafi do siebie przekonać niezależnie od gatunku. A po wszystkim zostaje jeszcze dużo niedosytu i ochoty na więcej.

 

Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.






Komentarze