Serie o Supermanie to tak samo, jak za czasów
„Odrodzenia DC”, najlepsze co ma do zaoferowania obecnie linia wydawniczą
„Uniwersum DC”. Świetny scenarzysta, dobre pomysły i dobre wykonanie gwarantują
za każdym razem porcję udanego superhero. A że tym razem do ekipy twórców dołącza
jeden z moich ukochanych artystów, znakomity John Romita Jr., zabawa jest nawet
jeszcze lepsza.
Lewiatan nie odpuszcza! Tym razem celem tej przestępczej
organizacji zostaje Metropolis, a jakby tego było mało, ma ze sobą wsparcie w postaci
Luthora i Legionu Zagłady. Superman może tym razem nie poradzić sobie sam,
dlatego nadchodzi czas, żeby wezwać do pomocy Ligę Sprawiedliwości i Ligę
Młodych. Tylko czy to wystarczy?
Uwielbiałem „Supermana” i „Action Comics” z czasów
„Odrodzenia”, uwielbiam te serie i teraz. Odkąd przejął je Bendis, jeden z najciekawszych
scenarzystów komiksowych, stały się najjaśniejszym punktem tej linii
wydawniczej. I co z tego, ze twórca ten nie do końca je czuje i nie wspina się
tu na wyżyny, jakie pokazał nam np. w „Daredevilu” czy „Ultimate Spider-Manie”.
Nie jest to także poziom jego „All-New X-Men” czy „II Wojny Domowej”, ale zabawa
i tak jest satysfakcjonująca i bardzo sympatyczna.
Co szwankuje? Bendis zawsze był bardzo pomysłowy, w
schematach odnajdywał coś świeżego, a zgrane motywy przedstawiał w sposób
bardziej atrakcyjny, wyciągając z nich to, co najlepsze. Jednocześnie oferował
coś więcej, niż tylko rozrywkę. W „Supermanie” skupia się jednak tylko na zabawie.
Robi o w bardzo dobry sposób, ale nie wznosi się ponad to. Serwuje za to
naprawdę świetną akcję, widowiskowe sceny i nie stroni przy tym od sięgania po
gatunki, które zawsze lubił – thriller, kryminał, sensację. Mniej jest tu
humoru, co zawsze było mocną stroną jego opowieści, a w tym tomie mniej czuć
także zainteresowanie obyczajową stroną historii, ale za to konsekwentnie rozwija
swoją wizję. I robi to w dobry, interesujący i wciągający sposób.
Świetna jest też szata graficzna. Wiem, że
specyficzna kreska Johna Romity Jr., który operuje dziwnymi proporcjami, uproszczoną
prezentacja postaci i świata i nietypowymi zabiegami graficznymi, nie każdemu
się spodoba. Wiem, że niejednego może odrzucić. Ale ja po prostu uwielbiam jego
pracę. Tę cartoonowość, te toporne cieniowanie za pomocą kresek i estetykę,
które sprawiają, ze jego prace są bardzo charakterystyczne i mają świetny
klimat. I muszę przyznać, że znakomicie pasują do wizji Bendisa.
Efekt finalny jest bardzo udany. To tylko rozrywka,
nikt nie powinien mieć co do tego wątpliwości, ale rozrywka na poziomie, o jaki
we współczesnym komiksie coraz trudniej. I skutecznie potrafi zachęcić do
sięgnięcia po kolejne tomy.
Dziękuję wydawnictwu
Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz