Superman. Action Comics #4: Metropolis w ogniu – Brian Michael Bendis, John Romita Jr.

SUPERMAN I PRZYJACIELE

 

Serie o Supermanie to tak samo, jak za czasów „Odrodzenia DC”, najlepsze co ma do zaoferowania obecnie linia wydawniczą „Uniwersum DC”. Świetny scenarzysta, dobre pomysły i dobre wykonanie gwarantują za każdym razem porcję udanego superhero. A że tym razem do ekipy twórców dołącza jeden z moich ukochanych artystów, znakomity John Romita Jr., zabawa jest nawet jeszcze lepsza.

 

Lewiatan nie odpuszcza! Tym razem celem tej przestępczej organizacji zostaje Metropolis, a jakby tego było mało, ma ze sobą wsparcie w postaci Luthora i Legionu Zagłady. Superman może tym razem nie poradzić sobie sam, dlatego nadchodzi czas, żeby wezwać do pomocy Ligę Sprawiedliwości i Ligę Młodych. Tylko czy to wystarczy?

 

Uwielbiałem „Supermana” i „Action Comics” z czasów „Odrodzenia”, uwielbiam te serie i teraz. Odkąd przejął je Bendis, jeden z najciekawszych scenarzystów komiksowych, stały się najjaśniejszym punktem tej linii wydawniczej. I co z tego, ze twórca ten nie do końca je czuje i nie wspina się tu na wyżyny, jakie pokazał nam np. w „Daredevilu” czy „Ultimate Spider-Manie”. Nie jest to także poziom jego „All-New X-Men” czy „II Wojny Domowej”, ale zabawa i tak jest satysfakcjonująca i bardzo sympatyczna.

 

Co szwankuje? Bendis zawsze był bardzo pomysłowy, w schematach odnajdywał coś świeżego, a zgrane motywy przedstawiał w sposób bardziej atrakcyjny, wyciągając z nich to, co najlepsze. Jednocześnie oferował coś więcej, niż tylko rozrywkę. W „Supermanie” skupia się jednak tylko na zabawie. Robi o w bardzo dobry sposób, ale nie wznosi się ponad to. Serwuje za to naprawdę świetną akcję, widowiskowe sceny i nie stroni przy tym od sięgania po gatunki, które zawsze lubił – thriller, kryminał, sensację. Mniej jest tu humoru, co zawsze było mocną stroną jego opowieści, a w tym tomie mniej czuć także zainteresowanie obyczajową stroną historii, ale za to konsekwentnie rozwija swoją wizję. I robi to w dobry, interesujący i wciągający sposób.

 


Świetna jest też szata graficzna. Wiem, że specyficzna kreska Johna Romity Jr., który operuje dziwnymi proporcjami, uproszczoną prezentacja postaci i świata i nietypowymi zabiegami graficznymi, nie każdemu się spodoba. Wiem, że niejednego może odrzucić. Ale ja po prostu uwielbiam jego pracę. Tę cartoonowość, te toporne cieniowanie za pomocą kresek i estetykę, które sprawiają, ze jego prace są bardzo charakterystyczne i mają świetny klimat. I muszę przyznać, że znakomicie pasują do wizji Bendisa.

 


Efekt finalny jest bardzo udany. To tylko rozrywka, nikt nie powinien mieć co do tego wątpliwości, ale rozrywka na poziomie, o jaki we współczesnym komiksie coraz trudniej. I skutecznie potrafi zachęcić do sięgnięcia po kolejne tomy.

 

Dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


Komentarze