Twin Peaks (2017)

POWRÓT DO TWIN PEAKS

 

„Twin Peaks” to jeden z najlepszych seriali w dziejach telewizji, a także prekursor tego, co w podobnych produkcjach widzimy po dziś dzień. Powrót do opowieści po ćwierć wieku był więc swego czasu nie lada wydarzeniem. Wydarzeniem, które jednych rozczarowało, podczas gdy innych zwaliło z nóg. Ja jestem gdzieś pomiędzy, bo trzeci sezon „Twin Peaks” to kawał świetnej opowieści, która momentami autentycznie potrafi zachwycić, niemniej to już nie to, co w latach 90. XX wieku.

 

Ćwierć wieku temu Laura powiedziała Cooperowi, że spotkają się za dwadzieścia pięć lat. Teraz ten okres czasu mija, a niegdysiejszy agent uwięziony dotąd w pokoju Czarnej Chaty dostaje szansę powrotu do świata, który zostawił. Ale jaki będzie to powrót? Gdy jego zły bliźniak wciąż krąży po świecie i nie zamierza wracać, a koledzy nadal o nim nie zapomnieli, sytuacja w jakiej znajduje się Cooper nie jest zbyt ciekawa. Co więcej, kompiluje się bardziej, gdy trafia do obecnej rzeczywistości. Co z tego wyniknie? Jaki z tym wszystkim związek ma pewne zagadkowe morderstwo, testy pierwszej bomby atomowej w latach 40. i pokój ze szklaną klatką? A to jedynie część tego, z czym przyjdzie się zmierzyć Cooperowi…

 

„Twin Peaks” od początku było dziwne i dziwny jest ten sezon. Serial łączył w sobie typowy thriller z morderstwem na czele i tajemnicami małomiasteczkowej społeczności z onirycznymi wizjami Lyncha, które zawsze stanowiły klucz do interpretacji jego dzieł. Nie inaczej jest też tym razem, chociaż przez większość czasy miałem wrażenie, że obcuje z bardziej logiczną i chcącą wyjaśnić nam wszystko produkcją. Nie do końca tego oczekiwałem po Lynchu – w latach 90. dało się to wybaczyć, bo większość odcinków tworzyli inni autorzy – ale tu duet Lynch / Frost miał nad wszystkim pełną władzę od początku do końca. Ale na szczęście trzeci sezon „Twin Peaks” w ostatecznym rozrachunku broni się znakomicie, a finał pozostawia nas z kolejnymi pytaniami, na które pewnie nigdy nie dostaniemy odpowiedzi. Ale o to przecież od zawsze w tej serii chodziło.

 


Inne minusy? Zmienił się nieco klimat całości, czasem efekty zachwycają, a czasem wydają się dziwnie niepasujące do reszty, nie ma tu też odcinków, które wgniotłyby w fotel, a pamiętajmy, że pilotażowy epizod serii pozostaje jednym z najdoskonalszych osiągnięć telewizji (choć ósma odsłona trzeciej serii robi wielkie wrażenie), a i parę wpadek obsadowych chętnie bym zapomniał… Ale i tak jest wyśmienicie. Lynch i Frost robią wszystko, by ich produkcja ułożyła się w jedną spójną całość. Dowiadujemy się jak powstał BOB, odkrywamy fakty o Laurze, jakich dotąd nie znaliśmy (i nie tylko o niej), a także o co chodzi z niebieską różą. To oczywiście jedynie fragment wszystkiego. Jeden seans jednak nie wystarczy, by wyłapać odpowiedzi, jakie twórcy umieszczają nam na przestrzeni odcinków. Dopiero mając świadomość jak to się kończy i jakie fakty wychodzą na jaw, gdy zasiądziemy ponownie do produkcji, zobaczymy o wiele więcej i wszystko nabierze większego sensu.

 


Trzeci sezon „Twin Peaks” nie jest dziełem idealnym, ale na pewno to godna kontynuacja kultowego serialu. Coś, co ma i świetny klimat, i wiele nieoczywistości, i jakże dużo uroku, a po wszystkim pozostawia niedosyt i chęć szukania w internecie faktów, które pomogą nam lepiej zrozumieć całość. Warto więc raz jeszcze wejść do tego świata i dać się mu urzec. I wracać tutaj co raz.

Komentarze