Świątecznych komiksów jest całe mnóstwo. „Lobo:
Paramilitarne święta specjalne”, „Opowieść wigilijna” w wersji „The Goon”, disnejowskie
dzieła o kaczkach Barksa i Rosy… Wymieniać można by długo. Wiele z nich darzę
dużym sentymentem, ale „Spawn” 3/2000 to jeden z tych zeszytów, które wspominam
z wielką nostalgią. A przy okazji to kawal naprawdę dobrego komiksu, który pozostając
gdzieś obok głównych wydarzeń, trzyma poziom wyższy, niż – że tak to ujmę –
regularne numery.
W pierwszej opowieści, „Grach umysłu”, poznajemy
losy pewnej pary. On był lekarzem, ona pielęgniarką, która zmieniła jego życie.
Kiedy dopadła ją nieuleczalna choroba, doktor nie mogąc pogodzić się ze stratą,
zaczął chore eksperymenty, których skutki odkryjemy dopiero teraz. Ale jaki
mogą mieć one związek ze Spawnem?
W drugiej historii, „Noel”, poznajemy małego,
naiwnego chłopca z Harlemu, który w wigilijny wieczór staje się świadkiem
starcia Spawna z bandytami. Jednak w dziecięcej wyobraźni walka ta bardziej
przypomina przybycie Świętego Mikołaja, niż to, czym jest faktycznie. Czy chłopiec
odbierze swoją lekcję rzeczywistości, a może zwycięży dziecięca wiara w cud?
„Spawn” miał być wielką, przełomową i genialną
serią. Nie był nią, ale hitem jest po dziś dzień i wciąż uważam, że warto ją
znać – i że któryś z polskich wydawców powinien w końcu zadbać o jej wznowienie
i kontynuowanie. Najlepsze jednak zawsze były w niej nietypowe zeszyty. Po przedstawieniu
wstępnych przygód swojego autorskiego bohatera, Todd MacFarlane przekazał serię
w ręce gościnnych artystów, dzięki czemu powstały zarówno takie perełki, jak
historia Alana Moore’a o pedofilu, jak i gnioty w stylu zeszytu stworzonego
przez Franka Millera. Potem gościnni scenarzyści tworzyli zarówno historie rozwijające
główne wątki (Grant Morrison), jak i poboczne opowieści. A i sam Todd
zaprezentował nam kilka takich niewnoszących właściwie nic, ale jakże udanych
fabuł. I to, co mamy w tym zeszycie stanowi doskonały tego przykład.
Pierwsza opowieść to połączenie gotyckiego horroru w
stylu „Frankensteina” z ujmującym romansem. Świetnie napisana, kuleje nieco w warstwie
graficznej – Daniel, mimo całej masy detali, pozostawał jeszcze rysownikiem z
mocno cartoonowym zacięciem – ale i tak satysfakcjonuje. Równie dobra jest
humorystyczna opowieść o pomyleniu Spawna z Mikołajem. Tu w nieco makabryczny
sposób, z czarnym humorem twórcy bawią się gwizdkowymi schematami (bandyta z rozbitym
nosem, jako Rudolf etc.), by mimo wszystko opowiedzieć ciepłą historyjkę typową
dla klimatu, w jakim jest osadzona.
W efekcie dostajemy zeszyt, po który śmiało mogą sięgnąć
nawet nie fani serii. Dość zamknięte fabuły, przyjemny świąteczny nastrój i
nuta grozy składają się na jeden z bardziej klimatycznych „Spawnów” z TM-Semic.
I nawet po latach czyta się to znakomicie, a w drugiej historii równie świetnie, jeśli nie lepiej nawet ogląda.
Komentarze
Prześlij komentarz