„Wcielenie” ro najnowsze dzieło Jamesa Wana,
scenarzysty i reżysera znanego z takich hitów, jak „Aquaman”, „Piła” albo „Naznaczony”.
Dzieło, jak wszystkie jego filmy, niezłe. Może pozbawione ambicji, ale jako
typowy straszak sprawdzające się zawsze nieźle i dostarczające miłośnikom
horrorów to, na co liczyli.
W roku 1993 dochodzi do tragedii. A właściwie masakry.
Nikt się nie spodziewa, że koszmar ten nie skończy się wcale szybko…
Czasy obecne. Ciężarna Madison trafia w sam środek
koszmaru. Koszmaru pełnego wizji zbrodni dokonywanych przez tajemniczą postać. Koszmaru,
który wessie ją w siebie i pokaże, jak realny może być i do czego jest w stanie
doprowadzić…
Pod tą okładką rodem z „Suspirii” – Wan zresztą
inspirował się przy tej produkcji m.in. filmami włoskiego mistrza gatunku
giallo, Dario Argento, czego nie ukrywa – kryje się typowy obraz dla tego
reżysera. Obraz całkiem widowiskowy, nastrojowy i sympatyczny. Nie przeraża, przynajmniej
mnie, ale to udana propozycja dla miłośników grozy. Jak pisałem, na ambicję nie
macie tu co liczyć, ale takie są już współczesne horrory. Po dwutysięcznym roku
niemal przestało się spotykać się kino z pretensjami do czegoś wyższego, straszaki
zmieniły się w powtórki z rozrywki i kolejne remake’i, ale Wan jako jeden z nielicznych
pokazał, że ma na tym polu coś do powiedzenia i konsekwentnie robi to od lat, dostarczając
nam przyzwoitej rozrywki.
I przywozie, a miejscami naprawdę dobre są „Wcielenia”.
Akcja jest niezła, klimat tak samo, nie brak tu mocniejszych czy widowiskowych
scen, a sama realizacja nie pozostawia właściwie nic do życzenia. „Wcielenia”
to typowy rasowy horror i oferuje wszystko, co powinien. Nie jest to dzieło
mistrzowskie, a jednak jako rozrywkowa historia grozy sprawdza się dobrze. Wan
w całkiem sprawny sposób eksploruje nowy dla niego gatunkowy grunt, sięgając do
włoskiego giallo – czyli detektywistycznej odmiany horroru – jednocześnie nie rezygnując
z innych horrorowych inspiracji, jak chociażby slashera, a nawet dalej, z dzieł
Mario Bavy. I nie rezygnuje także z typowej dla siebie estetyki, co wcale nie
wychodzi na złe temu obrazowi.
W efekcie fani grozy dostają całkiem udaną
produkcję. Może aktorstwo czasami kuleje, może niewiele tu oryginalności, ale „Wcielenia”
to sprawnie zrealizowane, całkiem satysfakcjonujące kino gatunkowe. Coś na
poziomie serii „Naznaczony”, ale podane w bardziej nostalgicznej, tęskniącej za
latami 80. i 90. formie, co po raz kolejny potwierdza, że James Wan to jeden z
ciekawszych współczesnych twórców horrorów i warto jest śledzić jego karierę i
oglądać kolejne filmy, jakie nam oferuje.
Recenzja opublikowana na portalu Kostnica.
Komentarze
Prześlij komentarz