Najnowszy rozdział „Dragon Balla Super” to po
prostu jeszcze jedna porcja bicia się po gębach. Dynamiczna jednak, bardzo
przyjemna i przy okazji po raz kolejny wracająca do jednego z ciekawszych
wątków, czyli przeszłości ojca Gokū. W skrócie: porcja dobrej, widowiskowej
zabawy zapewniona.
Drugie starcie Gasa i Granli trwa. Obaj uzyskali
moc najpotężniejszych we wszechświecie, z tym, że ten pierwszy jest silniejszy.
Z drugiej jednak strony Granola ma więcej doświadczenia. Gdy starcie trwa, jedynie
wyzwolenie pełnej mocy Gasa może przesądzić o wyniku bitwy. Ale do czego może
to doprowadzić? I jaki ma związek z przeszłością?
W tym miejscy napisze to, co już pisałem
wielokrotnie: ten epizod „Dragon Balla Super” jest jak większość epizodów tej
serii czy samych „Smoczych kul”. Przez całość jego trwania śledzimy właściwie
tylko kolejną wymianę ciosów. Raz jedna strona dostaje po mordzie, raz druga,
akcja pędzi na złamanie karku, dewastowane są coraz większe połacie terenu, a
my dobrze się bawimy, chociaż czytamy to już po raz n-ty i właściwie to starcie
nie różni się niczym od innych jemu podobnych. Ale na tym właśnie polega siła
shounenowych bitewaniaków, które serwując nam wciąż to samo, są w stanie
zachować poziom i wciągnąć czytelnika.
Poza tym mamy tu trochę dialogów, właściwie wrzuconych
po to by sprecyzować to i owo i dodać kilka interesujących momentów z przeszłości.
Nie brak tu też szansy zobaczenia nowej przemiany – tym razem Gasa, a całość
jest lekka, prosta i bardzo przyjemna. Dzięki temu czyta się to jeszcze
przyjemniej i równie przyjemnie ogląda – w końcu ilustracje Toyotarou zachowują
charakter prac Toriyamy, z jednoczesnym dodaniem do niego większej ilości
detali czy zagęszczenia kadrów.
Cóż więc mogę powiedzieć, jak nie to, że warto jest
ten epizod poznać? „Dragon Ball” to klasa sama w sobie i rzecz, która się nie
starzeje, ani tym bardziej nie zawodzi. I chociaż wciąż seruje nam dokładnie to
samo, co zawsze, nie zostawia nikogo rozczarowanym.
Komentarze
Prześlij komentarz