„Kocha… Nie kocha…” to na wskroś wzorcowa
romantyczna szojka. Jeśli jest coś, co kojarzy Wam się z tym gatunkiem,
znajdziecie tu wszystkie te rzeczy. Powtórka z rozrywki? Nawet jeśli, to ja się
na taką piszę, bo manga wywołuje tyle emocji i ekscytacji, że nie można nie dać
się im porwać.
Jeśli chodzi o fabułę tego tomu, by zbyt mocno nie
wnikać w wydarzenia, zostawiam Was na chwilę z oficjalnym opisem:
Akari
zaczyna zwracać uwagę na Kazuomiego, który wsparł ją w trudnym momencie. Ten
jednak wydaje się nie być ani trochę zainteresowany flirtowaniem. Jest inny niż
reszta chłopców, w których do tej pory zakochiwała się bohaterka, przez co
nachodzą ją pewne wątpliwości.
Gdy Rio
dowiaduje się o całej sytuacji, zaczyna odczuwać jej ciężar. Yunie, będącej
niemym świadkiem tego wszystkiego, również nie jest łatwo…
Dobrą historią o miłości trudno jest się nie
ekscytować. Jeśli ktoś nie jest wyzutym z wszelkich uczuć psychopatą, każdy
kiedyś kochał, kocha i będzie kogoś kochał. Każdy więc zna to uczucie, każdy ma
związane z nim emocje – pozytywne, negatywne, mieszane, ale jednak. Dlatego
każdy może się z nim identyfikować bardziej, niż z innymi tematami, jakie w
mangach może znaleźć, nawet jeśli są mu bliskie. Bo co z tego, że będzie czytał
historię o sowich zainteresowaniach, własnym zawodzie czy bliskich mu realiach –
nic z tych rzeczy nie podziała na niego tak, jak temat, który angażuje uczucia.
I wie o tym doskonale Io Sakisaka, jedna z najlepszych autorów mang shoujo i
świetnie wykorzystuje to w „Kocha… nie kocha…”.
Rzecz, jak widomo, traktuje o młodzieńczej miłości.
Pierwszych fascynacjach, zachwytach i rozczarowaniach. Jak to może przenieść
się na np. dojrzałego czytelnika? Prosto. Chyba w nastoletnim życiu kochał
każdy z nas – a raczej był zakochany – a uczucia i emocje z lat młodości są
najsilniejsze, dotykają nas do żywego i zostają z nami na lata, jeśli nie na
zawsze. Więc manga o licealnych miłościach musi do nas przemówić z wielką siłą.
I przemawia. Do tego młodsi znajdą tu odbicie swojej szkolnej codzienności, nawet
jeśli ta japońska nie jest dokładnie taka sama, jak polska, a starsi
sentymenty.
Autorka znakomicie operuje tutaj emocjami i uczuciami.
Świetnie też buduje psychologię swoich bohaterów, ich świat i obyczajową warstwę
opowieści. „Kocha… nie kocha…” to historia o miłości, ale i przyjaźni,
codziennym życiu młodzieży i ich problemach. Emocji jest tu mnóstwo, ale nie są
one ani przesadzone, ani wciskane nam na siłę i mają w sobie więcej mocy i
oddziaływania, niż najbardziej epickie sceny w konkurencyjnych shounenach. Do
tego mamy świetną szatę graficzną, zwiewną, delikatną, łagodną i też pełną
uczuć, czułości wręcz i dobre wydanie.
Dlatego polecam gorąco. Obok „Dziewczyny do
wynajęcia” to najlepszy romantyczny tytuł, jaki obecnie ukazuje się na polskim
rynku i jeśli lubicie takie historie, nie możecie go nie znać. Tym bardziej, że
jest też jedną z najbardziej wartościowych opowieści tego typu, jakie zagościły
nad Wisłą.
Dziękuję wydawnictwu
Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz