Sandman #3: Kraina Snów – Neil Gaiman, Kelley Jones, Malcolm Jones III

CZTERY SNY

 

Trzeci tom „Sandmana” Neila Gaimana, jednej z bardziej cenionych i wielbionych serii komiksowych, to zbiór czterech krótkich opowieści. Ale zbiór trzymający poziom dotychczasowych tomów, oferujący czytelnikom dobrą, momentami nawet bardzo, rozrywkę podaną w nieco bardziej literacki sposób, niż to zazwyczaj w komiksach się zdarza. I wart poznania, jeśli jeszcze nie znacie tej kultowej serii.

 

Cztery historie. Cztery opowieści. Jeden wspólny mianownik.

Cierpiący na niemoc twórczą pisarz poszukuje muzy. I to jak najbardziej dosłownie. Potem poznajemy opowieść syjamskiego kota. W dalszej kolejności przychodzi pora na spotkanie Szekspira, a na koniec poznajemy losy pewnej superboahterki na emeryturze.

 

Komiks w swojej karierze często zbaczał w kierunku literatury. Jednym wychodziło to lepiej, innym gorzej. Gaiman nie był pierwszym autorem, który poszedł tą ścieżką, przed nim był chociażby jego rodak, Alan Moore i zarazem twórca, który zainspirował Gaimana do tworzenia komiksów, ani nie jest też najlepszy. Owszem, wybija się na tle zdecydowanej większości scenarzystów komiksowych, ale Moore takie rzeczy robił i wcześniej, i lepiej. I widać to w „Sandmanie”. Skąd więc takie uznanie dla tej serii? Myślę, że przede wszystkim dlatego, że jednocześnie z uderzeniem w bardziej literackie tony i wyższą półkę, pozostała produktem prostym, niewymagającym zbyt wiele od czytelnika i nastawionym przede wszystkim na rozrywkę, co bardziej trafiło do przeciętnego odbiorcy.

 

Nie znaczy to jednak, że seria stanowi rozczarowanie. Chociaż nie wymieniłbym jej w pierwszej dziesiątce najlepszych, jakie czytałem, wciąż to jedno z najlepszych komiksowych dokonań, kawał dobrej fantastyki i szansa na obcowanie z nieco wyższą sztuką w ramach formy komiksowej. Dobre pomysły Gaimana, niezłe wykonanie, udane odtwarzanie znanych motywów, przepuszczonych przez filtr autorskiej wrażliwości, zabawa schematami… Nie ma tu wielkiej głębi psychologicznej – seria stawia na oniryczne postacie, bardziej archetypiczne niż rzeczywiste, ale skoro mówimy o bytach nadnaturalnych, chyba to dobry kierunek – ani epickiej akcji (Gaiman woli delikatność, nastrój, klimat i niespieszne snucie nawet najbardziej fantastycznych wizji), ale epickości seria akurat nie potrzebuje.

 


Jest za to dobra, naprawdę dobrze napisana rozrywka. Urzekająca genialną szatą graficzną, na wskroś klasyczną, pełną detali i świetnie budowanego klimatu i świetnym wydaniem, uzupełnionym o porcję dodatków. Szkucie dobrego komiksu dark fantasty, z elementami horroru, mitologii i odniesień zarówno do klasyki literatury, jak i superbohaterksiego uniwersum? „Sandman” to dobry wybór. A zarazem udany wstęp do odkrywania bogatego uniwersum „Vertigo” (teraz „Black Label”), gdzie czekają na Was jeszcze lepsze historie, jak „Kaznodzieja” czy „Hellblazer”.

 

Dziękuję wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.


Komentarze