„Terminator” to jedna z najbardziej kultowych
franczyz w dziejach kina. Także nad Wisłą. Nic więc dziwnego, że powstały
niezliczone dzieła uzupełniające opowieść, w tym liczne komiksy. Rzecz w tym,
że polscy czytelnicy przez lata mieli bardzo niewiele okazji do poznania tych
ostatnich. Od pewnego czasu na szczęście Scream Comics sięga po klasyczne jak i
nowe dzieła z tej serii, a najnowsze z nich, „Płonąca
ziemia” to jeden z
najciekawszych albumów o elektronicznym mordercy.
W świecie przyszłości zdominowanym przez maszyny
niedobitki ludzkości walczą o przetrwanie. Na ich przywódcę, Johna Connora,
poluje nowy model Terminatora, 808, a Skynet chce ostatecznie wykończyć te trzy
procent ludzi, którzy jeszcze żyją w ruinach dawnego świata, poprzez atak
atomowy. Czy mu się to uda? A może ludzie zdołają wygrać i powstrzymać
zagrożenie?
Pierwszy film o Terminatorze pojawił się w kinach w
1984 roku i otworzył drzwi kariery zarówno przed jego twórcą, Jamesem
Cameronem, jak i mało wówczas znanym Arnoldem Schwarzeneggerem. Pierwsze
komiksy z serii zaczęły ukazywać się nakładem NOW Comics cztery lata później i
przez dwa lata na rynku pojawiło się siedemnaście zeszytów cyklu „The
Terminator”, dwuczęściowa historia „All My Futures Past” i pięcioodcinkowa
„Spalona ziemia”. Potem seria przeszła w ręce różnych wydawców, m.in. Dark
Horse, który wydaje po dziś dzień kolejne komiksy czy Marvel Comics, gdzie
pojawiła się m.in. adaptacja drugiej części filmu. I to właśnie od tego
ostatniego dzieła zaczęto w Polsce wydawanie „Terminatora” jeszcze w 1991 roku,
choć wydawanie to za dużo powiedziane. Kolejny album z serii, wspólna przygoda
Terminatora, Alienów i Predatorów pojawiła się dopiero 11 lat później, a i to
tylko dlatego, że popularne były komiksy z serii „Aliens”, a potem dopiero w
roku 2018 Scream Comics sięgnął po cykl i póki co wydaje go do tej pory.
Czym na tle opublikowanych dotąd komiksów – zarówno
absolutnej klasyki, jak i nowych hitów o Terminatorze – wyróżnia się „Spalona
ziemia”? Przede wszystkim szatą graficzną. Scenarzysta tego albumu, Ron
Fortier, to bardziej wyrobnik niż artysta, który wcześniej tworzył takie
historie, jak komiksowy „Rambo", „Kull” czy „The Green Hornet” – czyli w
skrócie specjalizował się (i z tego dotąd słynie) w rozwijaniu znanych marek. Z
jego starań wyszła całkiem sprawna historia SF, ciekawie rozwijająca uniwersum,
które wtedy liczyło sobie tylko jeden film. Ale prawdziwą gwiazdą albumu jest
jego ilustrator.
Alexa Rossa chyba nikomu nie trzeba przedstawiać,
chociaż kiedy tworzył ten album nie był jeszcze znany. „Terminator: Spalona
ziemia” to zresztą jego komiksowy debiut i to trochę widać, ale nadal rysunki,
a raczej ręcznie malowane plansze są obłędne. Nie jest to jeszcze poziom „Marvels”,
„Kingdom Come” czy „Sprawiedliwości”, ale i tak grafiki mają klimat, uderzają
realizmem i filmową dynamiką i z miejsca wpadają w oko.
Efekt finalny jest bardzo przyjemny. Nie jest to może komiks kanoniczny – zresztą zależy jak traktować kanon, bo ten nawet przez filmowców jest postrzegany z wielką swobodą – jednak i tak warto go poznać. Jeśli jesteście fanami „Terminatora”, nie wahajcie się.
Komentarze
Prześlij komentarz