The Best Naruto Movies

FILMY NARUTO, CZ. 3


Kiedy zamierzałem pisać teksty o filmach „Naruto”, rozczarowany pierwszymi trzema produkcjami, zamierzałem napisać jedynie dwie zbiorcze recenzje. W pierwszej chciałem omówić właśnie te wczesne obrazy, w drugiej te z serii „Shippuuden” i „Boruto” i na tym skończyć. Kiedy jednak w seansach dobrnąłem najpierw do „Drogi Ninja” a potem „Ostatniego”, wiedziałem już, że o tych częściach będę musiał napisać oddzielne. Z jednej strony można to umotywować faktem, że nad jako jedynymi filmami z serii, pracował nad nimi sam Masashi Kishimoto, czyli twórca mangi „Naruto”. Ważniejszy jest jednak fakt, że to najlepsze odsłony serii, które wciągają, potrafią wzruszyć i nawet kiedy odchodzą w rejony, które dla tej serii nie są oczywiste, pozostaje spójny i urzekający.

 

Pierwszym z tych filmów jest świetna „Droga Ninja”. Naruto i Sakura przypadkiem stawiają czoła wrogom, którzy już dawno powinni nie żyć. Jakim cudem wrócili? To najmniejszy z problemów, bo wkrótce oboje odkrywają, że trafili do alternatywnego świata, gdzie to rodzice Sakury pokonali Dziewiecioogoniastego i są bohaterami, rodzice Naruto żyją. W rzeczywistości, gdzie ich przyjaciele są odmienieni nie do poznania, przekonują się, jak łatwo byłoby im się tu odnaleźć. Ale czy aby na pewno?\

Ten film śmieszy – scena z obroną Rocka Lee przed zarzutami o bycie zboczeńcem to mistrzostwo, przy którym autentycznie parska się śmiechem – ten film wywołuje emocje, ale przede wszystkim jest świetnie pomyślany. Zabawa bohaterami, ze znakomicie odmienioną Hinatą na czele, zabawa motywami, dobry klimat, akcja… Po prostu nie można się oderwać. I nawet jeśli fabuła zgrzyta, bo zgrzyta (Kishimoto dał pomysł na nią, ale scenariusza nie pisał), całość i tak urzeka.

 


Ale to, co najlepsze seria ma do zaoferowania, to film „Ostatni”, który wypełnia lukę między zakończeniem wielkiej wojny, a objęciem przez Naruto urzędu Hokage. Tu bowiem odkrywamy, jak on i Hinata stali się parą. Obserwujemy jej miłość od czasów młodości do dnia obecnego, ich wzajemne relacje i to, jak Naruto dojrzewa do zdania sobie sprawy z faktu, że Sakurę kochał tylko dlatego, że ona kochała Sasuke, a nie chciał z nim przegrać. To jednak tylko jedna strona medalu. Drugą jest akcja, bo oto gdy Naruto już ma się związać z Hinatą, pojawia się człowiek, który ma wziąć z nią ślub. Miłosne zawirowania nierozerwalnie splatają się z iście apokaliptyczną akcją, gdy rozpadający się Księżyc zaczyna niszczyć Ziemię meteorytami. Na tym tle Narut i Hinata podejmują walkę z wrogiem, który porwał siostrę Hinaty, a starcie to zmienia się w walkę o miłość i wspólną przyszłość.




I, owszem, momentami całość przypomina „Czarodziejkę z Księżyca”. I, tak, zabawy z chronologią czasem burzą płynność odbioru filmu. Ale co z tego, skoro „The Last” wywołuje tyle emocji i oferuje tak wyśmienitą zabawę? Jedni powiedzą, że to łzawe romansidło, ale jak udane! Zresztą fani akcji też znajdą tu coś dla siebie. Najważniejsze jednak są te czułe, romantyczne momenty, które potrafią poruszyć i urzec. I to na tyle, iż wiem, że jeszcze nieraz obejrzę ten film, który jednocześnie domyka wiele wątków.


Kolejna produkcja, „Boruto”, jest już swoistym, odprężeniem, ale nadal bardzo udanym. To taka wariacja na temat początków Naruto, z jego synem w roli głównej. Boruto nie stracił rodziców, ale nie umie uporać się z ciągłymi obowiązkami ojca. Chcąc się przed nim popisać, sięga po metody, po które nie powinien. Ale kiedy Naruto zostaje uprowadzony przez wroga, na niego, jego syna, Saskue i całą resztę czeka test, który wiele może zmienić…



To lżejsza produkcja, bardziej nastawiona na akcję, ale jak miło jest spojrzeć na przemiany bohaterów. Akcja też jest udana, klimat niezły, a całość to jakby uwspółcześniony „Naruto”, dostosowany do oczekiwań współczesnych odbiorców. Ale z szacunkiem, dla klasyki, jeśli tak można nazwać tę opowieść.


Reasumując, jeśli macie obejrzeć tylko trzy filmy z serii o „Naruto”, powinny to być te produkcje. Owszem, wymagają znajomości poprzedzających je wydarzeń, ale rekompensują to naprawdę wyśmienitą zabawą, emocjami i pomysłami. A w długoletnich fanach budzą sentyment – i to do tego stopnia, że niejednemu w oku zakręci się łezka. I to najlepsza rekomendacja, jaką mogę im wystawić.

Komentarze

  1. Filmu Boruto jeszcze nie oglądałam, ale z recenzja kinówki The Last absolutnie się nie zgadzam. I mówię to jako fanka romansideł wszelakich i shipper Naruhiny od małego.

    Poza warstwa wizualną dla mnie ten film jest po prostu słaby. I jako romans i jako akcyjniak.
    W warstwie "romansu" nie mamy po prostu romansu. Hinata i Naruto mają kilka wspólnych scen pomiędzy ganianiem po Księżycu a zamknięciem Hiny w złotej klatce (sic) ale są one bardzo wymuszone. Przez większość filmu nie rozmawiają ze sobą, a Naruto nagle sobie uświadamia, że ją kocha i że jednak te kilka lat temu ona mu wyznała jednak te miłość przy walce z Painem (tyle lat miał amnezję czy co?) Przed "wylotem" na Księżyc, na początku filmu i długo w jego trakcie w ogóle nie traktował Hinaty w kategoriach romantycznych. Hina z kolei była słabą kliszą szojek "nie powiem ci, domysł się!!!".

    Choreografia walk wypadała całkiem nieźle, ale nie czuć było, że te walki po coś są, ładnie wyglądały ale nie czułam na nich żadnej ekstytacji. Wprowadzenie tenseigana uważam na plus, bo zawsze to Buff pokrzywdzonego Byakugana (choć osobiście wolałabym Buff samego oka niż jakąś jego nowa wersję).

    Moje największe problemy z tym filmem to przede wszystkim jego sztuczne wydłużanie, przez nudne powtarzanie co 10 minut trzech tych samych retrospekcji (dosłownie, tych samych), nielogiczności świata duże nawet jak na standardy Naruto (tlen na Księżycu i grawitacja, ktoś coś? Dziwny tunel łączący Ziemię z Księżycem i fizycznie śmieszny plan tego zuego xD). I downgrade postaci. O ile Sakura jeszcze u mnie zyskała na sympatii w tym filmie, tak reszta była w większości zbędnym tłem (Sasuke hypowany w trailerze pojawia się w filmie na kilka minut i jest hero of the day, Shikamaru bezsensownie paleta się po ekranie, a reszta postaci praktycznie nie istnieje).
    Z Naruto na potrzeby tej "romantycznej" części zrobiono ciamajdowaty idiotę co nie potrafi zejść po schodach (a ocalił świat na wojnie).
    Hinata to w ogóle XD Cały jej progres w shippu odnośnie zdobywania siły wywalono do kosza, nie ogarnia nawet wspinaczki po ścianie, a w głównej walce wyłączono ja z walki i zamknięto w klatce. Zrobiono z niej egzaltowana damsel in opress do ratowania przez Naruto a 90% jej screentime sprowadzono do... Dziergania szalika, nawet w epilogu. XD

    Tl;dr - słaby film, nawet (zwłaszcza?) jako romansidło.

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz