Trzeci tom „Akiry” to rzecz jeszcze mocniejsza, niż
dwa poprzednie. Głównie dzięki epickiemu, widowiskowym finałowi, w którym czeka
nas iście apokaliptyczna akcja równająca z ziemią… Co Wam będę dużo mówił, to
po prostu trzeba zobaczyć. I przeczytać, bo seria ta jest niemal równie
znakomita fabularnie, co graficznie.
Atak laserem z orbity na Tetsuo dochodzi do skutku.
W wyniku eksplozji, jaka potem następuje, chłopak znika. Ale czy coś takiego
jest w stanie go zatrzymać?
Tymczasem Kaneda i Kei uciekają z bazy razem z
Akirą. Czy jednak uda im się wymknąć? I co jeszcze czeka na nich w tej
szalonej, niebezpiecznej sytuacji?
„Akira” po raz pierwszy na polskim rynku pojawił
się w roku 1999, w formie cienkich tomów, które ukazywały się przez kolejne
cztery lata. W owym czasie, czasie, kiedy polscy wydawcy mangi wciąż jeszcze
raczkowali i badali grunt, było to nie lada wydarzenie. Z jednej strony
dostaliśmy wtedy nie tylko wielki mangowy hit i prawdziwą legendę (trzecią obok
„Czarodziejce z Księżyca” i „Neon Genesis Evangelion”), ale też i rzecz
edytorsko wyśmienita. Powieszony format, obwoluta, biały papier, zachowane
kolorowe strony. Co prawda tomiki nie były imponującej grubości, ale jednak najważniejsze
było to, że w ogóle były.
A niedawno seria wróciła w nowym wydaniu, a to jest
jeszcze lepsze. W końcu mamy bowiem edycję najbliższą japońskiej – duży format, oryginalny układ stron, zachowane onomatopeje, grube tomiszcza (ok. 300 stron każdy), dodatkowa obwoluta, zachowanie kolorowych
stron, a przy okazji szary papier, bliski temu, na jakim mangi wydaje się w
Kraju Kwitnącej Wiśni. Do tego barwny, oldschoolowy ton całości dopełnia
znakomitego wrażenia – tego pierwszego wrażenia, jakie wywołuje manga, gdy
tylko wejdziemy z nią w kontakt. A gdy zaczynamy czytać, jest już tylko lepiej
i lepiej.
Fabuła, choć prosta, jest znakomicie poprowadzona.
To cyberpunkowa opowieść z postapokaliptyczną nutą, która potrafi zmienić się w
nadnaturalny horror, jak i dobrą sensacyjną historię. Od strony fabularnej jej
siłą są tajemnice i dynamizm, a także coraz bardziej epicka akcja, podana z
iście oszałamiającym rozmachem. Bo czytanie sekwencji kończącej ten tom
naprawdę potrafi oszołomić, zachwycić i poradzić.
A wszystko to głównie dzięki ilustracjom,. Z każdej
strony bije tu ogrom pracy, jaką Katsuhiro Ōtomo włożył w poszczególne kadry.
Realizm, dbałość o detale i genialny klimat, jaki buduje swoimi rysunkami sprawiają,
że oglądanie to czysta przyjemność. Szczególnie gdy porównać to wszystko z
obecnie wydawanymi mangami i uświadomić sobie, że Katsuhiro Ōtomo wszystko, co
tu widzicie robił ręcznie, bez użycia komputera.
Po prostu rewelacja. Seria, którą nie tylko warto znać, ale znać też trzeba. Kawał historii komiksu i wielkie dzieło samo w sobie.
Komentarze
Prześlij komentarz