Darling in the Franxx #6 – Kentaro Yabuki, CODE:003

9 KONTRA OO1

 

Twórcy „Darling in the FranXX” na warsztat wzięli wszystkie, co bardziej chwytliwe i niewymagające motywy „Neon Genesis Evangelion” i spletli je w opowieść skierowaną do myślących tylko o jednym nastolatków. I chociaż seria stała się poważniejsza i bardziej dramatyczna, wciąż to przede wszystkim erotyk. Pełen akcji, ale erotyk właśnie, dla fanów tego tupu klimatów. Choć w tym tomie tej erotyki jest o dziwo mniej.

 

Walka trwa. Model 9 kontra CODE:001. Ale 001 nie ma w tym starciu najmniejszych szans! I co wtedy? Gdy kolejni zostają pokonani, a sytuacja robi się coraz trudniejsza, wydarzyć może się wszystko. Tylko czym to się zakończy?

 

Czytając „Darling in the FranXX” po prostu nie da się nie zauważyć, że to kopia „NGE”. I to na każdym poziomem, poza płaszczyzną głębi. Z „Evangeliona” wzięli bowiem tylko to, co najbardziej powierzchowne, czyli mecha, pewne cechy wyglądu tych robotów, niektóre sprawy techniczne czy elementy kreacji postaci. Nic więcej nie było trzeba, skoro rzecz i tak gołymi panienkami, nomen omen, stoi. Reszta to tylko pretekst, by jakoś te gołe panienki ulokować na planszach, a potem wcisnąć do głównego nurtu.

 

O dziwo, seksu jako takiego tutaj nie uświadczcie, ale i bez tego twórcy sobie radzą. Bohaterki są zatem albo nagie, a pretekstów do tego nie brakuje ani na moment, albo ubrane w tak obcisłe stroje, jakby nagie były. Rekompensata wszystkich niedoborów detali w tym wypadku następuje, gdy przybierają wyzywające pozy, dają się zmoczyć wodzie, jęczą, rozchylając usta, czerwienią się na twarzach, a ich obfite atrybuty podskakują. Do tego łączenie się z robotami wygląda, jak kopulacja

 


Gdzieś na tle tego wszystkiego dostajemy główną treść. A jaka ta jest? Cóż, mamy tu akcję, trochę tajemnic, walki, mecha, sceny nienajgorszego klimatu. Te klimatyczne momenty to też po raz kolejny dosłownie kopie „NGE”, czasem tak dokładne, że nawet pewne detale są powielane jeden do jednego. Dzięki temu rzecz nie jest wcale tak kiczowata, jak można by sądzić, a niektóre sceny dają nam naprawdę przyjemną akcję. Fani mecha i erotyki będą więc zadowoleni, tym bardziej, że rzecz jest bardzo przyjemnie dla oka zilustrowana i ładnie wydana.

 


Należycie do tej grupy? To coś dla Was. Niewymagająca rozrywka, w sam raz do wyłączenia myślenia (ale nie fantazji) i przeczytania czegoś, co połyka się w kilkanaście minut, dla odprężenia i zrelaksowania. Nie dla każdego, ale fanów tematu na pewno zadowoli.

 

Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.





Komentarze