Twórcy „Darling in the FranXX” na warsztat wzięli
wszystkie, co bardziej chwytliwe i niewymagające motywy „Neon Genesis
Evangelion” i spletli je w opowieść skierowaną do myślących tylko o jednym
nastolatków. I chociaż seria stała się poważniejsza i bardziej dramatyczna,
wciąż to przede wszystkim erotyk. Pełen akcji, ale erotyk właśnie, dla fanów
tego tupu klimatów. Choć w tym tomie tej erotyki jest o dziwo mniej.
Walka trwa. Model 9 kontra CODE:001. Ale 001 nie ma
w tym starciu najmniejszych szans! I co wtedy? Gdy kolejni zostają pokonani, a sytuacja
robi się coraz trudniejsza, wydarzyć może się wszystko. Tylko czym to się zakończy?
Czytając „Darling in the FranXX” po prostu nie da się
nie zauważyć, że to kopia „NGE”. I to na każdym poziomem, poza płaszczyzną
głębi. Z „Evangeliona” wzięli bowiem tylko to, co najbardziej powierzchowne,
czyli mecha, pewne cechy wyglądu tych robotów, niektóre sprawy techniczne czy
elementy kreacji postaci. Nic więcej nie było trzeba, skoro rzecz i tak gołymi
panienkami, nomen omen, stoi. Reszta to tylko pretekst, by jakoś te gołe
panienki ulokować na planszach, a potem wcisnąć do głównego nurtu.
O dziwo, seksu jako takiego tutaj nie uświadczcie,
ale i bez tego twórcy sobie radzą. Bohaterki są zatem albo nagie, a pretekstów
do tego nie brakuje ani na moment, albo ubrane w tak obcisłe stroje, jakby
nagie były. Rekompensata wszystkich niedoborów detali w tym wypadku następuje,
gdy przybierają wyzywające pozy, dają się zmoczyć wodzie, jęczą, rozchylając
usta, czerwienią się na twarzach, a ich obfite atrybuty podskakują. Do tego
łączenie się z robotami wygląda, jak kopulacja
Gdzieś na tle tego wszystkiego dostajemy główną
treść. A jaka ta jest? Cóż, mamy tu akcję, trochę tajemnic, walki, mecha, sceny
nienajgorszego klimatu. Te klimatyczne momenty to też po raz kolejny dosłownie
kopie „NGE”, czasem tak dokładne, że nawet pewne detale są powielane jeden do
jednego. Dzięki temu rzecz nie jest wcale tak kiczowata, jak można by sądzić, a
niektóre sceny dają nam naprawdę przyjemną akcję. Fani mecha i erotyki będą
więc zadowoleni, tym bardziej, że rzecz jest bardzo przyjemnie dla oka
zilustrowana i ładnie wydana.
Należycie do tej grupy? To coś dla Was. Niewymagająca
rozrywka, w sam raz do wyłączenia myślenia (ale nie fantazji) i przeczytania
czegoś, co połyka się w kilkanaście minut, dla odprężenia i zrelaksowania. Nie dla
każdego, ale fanów tematu na pewno zadowoli.
Dziękuję wydawnictwu
Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz