Dragon Ball Full Color: Saga o młodym Gokū #4 – Akira Toriyama

GOKŪ W PEŁNEJ PALECIE BARW

 

Jedna z najsłynniejszych mang w historii powróciła niedawno na polski rynek w wersji kolorowej. Swego czasu na punkcie tej sago oszalał cały świat. Teraz już na taki szał liczyć nie możemy, nadal jednak „Dragon Ball”, bo o nim mowa, to klasyka i klasa sama w sobie, którą znać warto. I chociaż cały cykl czytałem już niezliczoną ilość razy, w edycję „Full Color” wgryzłem się z wielką ochotą i musze powiedzieć, że opowieść wciąż seria bawi tak, jak wtedy gdy miałem kilka, kilkanaście lat i odkrywałem ją po raz pierwszy. Ale co się dziwić, to w końcu shounen idealny, a przy okazji doskonała lektura czy znacie serię, czy jakimś cudem jeszcze nie mieliście okazji jej czytać, a czwarty tom to kwintesencja wczesnych rozdziałów serii.

                                                                                                            

Tenkaichi Budōkai, czyli turniej walki, trwa. Pojedynek Gokū i jego mistrza zbliża się do końca, ale jak ten drugi ma sobie poradzić, kiedy nasz dzielny bohater zmienił się w wielką małpę? Tylko radyklane działanie może ocalić wojowników i widzów, ale czy nie będzie ono zbyt radykalne?

Po finałach Gokū rusza w dalszą drogę na poszukiwanie smoczych kul. Pech chce, że przyjdzie mu się zmierzyć z nowym przeciwnikiem, również szukającym magicznych przedmiotów spełniających życzenia. W skrócie, przygotujcie się na pierwszy akt walki z Armią Czerwonej Wstęgi!

 

„Dragon Ball” jest już z nami niemal czterdzieści lat. W listopadzie 2024 roku będzie świętował okrągłą czterdziestkę właśnie. Aż trudno uwierzyć, że cykl, stworzony z inspiracji filmami z Jackie Chanem i klasyczną chińską powieścią „Wędrówka na Zachód” oraz paroma azjatyckimi legendami, nadal cieszy się wielką popularnością i kultową wręcz sławą, ale tak jest. Dużo humoru, dużo akcji, odrobina erotyki i emocje potrafiące wgnieść czytelnika w fotel czy na czym tam akurat siedzi. Przepis na sukces gwarantowany. Do tego znakomite rysunki, dynamiczne kadrowanie i naprawdę dobre polskie wydanie. Bo wydanie właśnie w przypadku edycji w pełni kolorowej jest rzeczą kluczową.

 


Podstawą jest tu kolor. Kolorowe jest wszystko, ów kolor nałożony jest z szacunkiem dla pierwowzoru, nawet jeśli widać pewnie różnice w miejscach, gdzie zachowane zostało dawne kolorowanie. Do tego mamy wysokiej jakości półkredowy papier pozwalający cieszyć się kolorowymi grafikami, powiększony format, dodatkowa obwoluta, dodatki, w których znajdziecie np. wywiady z Toriyamą… Do tego zmieniono i poprawiono to i owo w tłumaczeniu czy czcionce.

 


W skrócie: absolutnie warto. „Dragon Ball” to dzieło kultowe, które nigdy się nie zestarzeje i które poznać powinien każdy, nieważne czy lubi tego typu opowieści, czy ich nie trawi. Nie znać w końcu po prostu nie wypada. Tym bardziej, że teraz możemy cieszyć się także regularnie wydawaną na naszym rynku nową serią „Dragon Ball Super” oraz licznymi dodatkami. Dlatego polecam gorąco i gorąco zachęcam. Czy znacie, czy nie, kolor jednak robi w tym wydaniu swoje i pozwala na nowo cieszyć się tą opowieścią. A jest to kolor świetny, unikający nadmiernej barwności, na jaką Toriyama sam zresztą narzekał przy okazji anime comicsów, ożywiający mangę, a w czytelnikach wychowanych na anime wyświetlanym w RTL7 dodatkowo sentymentalny. Ja, czytając „Dragon Ball Full Color” poczułem się znów, jak dzieciak i miałem wrażenie, jakbym jeszcze raz oglądał anime. Z tym, że, nie ma się co oszukiwać, wizualnie ta edycja wypada lepiej, niż serial.


Komentarze