„Zapach miłości” to manga, którą bardziej się
czuje, niż odbiera na poziomie fabularnym. Chociaż fabularnie rzecz też jest
znakomita i zachwyca niemal na każdym kroku. W skrócie, znakomita zabawa dla starszych
czytelników z duszą romantyków.
Związek Asako i Natoriego trwa! Ona się poci i ma z
tym problem. Dla niego jej pot to najcudowniejsza woń i inspiracja w pracy nad
zapachami, którą zajmuje się na co dzień. A ich związek to wciąż sekret, z
którym nie odkryli się przed wieloma ludźmi.
Co tym razem na nich czeka? Na pewno więcej
zapachów i więcej zazdrości, kiedy ukochany wyjedzie służbowo z koleżanką! Do
tego Asako coraz bardziej przywyka do bycia wąchaną. A to wcale nie koniec!
Ta seria, jak wszelkie jej podobne, fabularnie
złożona jest ze schematów typowych dla romantycznych opowieści. Wiele scen jest
naciąganych, wiele wątków oczywistych, ale tak naprawdę nikogo z czytelników to
nie obchodzi. „Zapach miłości” bowiem tak mocno oddziałuje na nas, takie struny
trąca w naszych sercach, że odbiorcy nie interesują błędy. Po prostu wciąga
się, zaczyna przeżywać, kibicować bohaterom, zaciskać zęby, zagryzać wargi… I
nawet naciągane momenty dają mu tyle radości, mają w sobie tak wiele uroku i
emocji, że nikt, ale to nikt nie zatrzyma się i nie powie, że to kicz i
tandeta. Wręcz przeciwnie, zachwyci się nawet tym, bo taka jest siła tej mangi.
Ale największą siłą jest to, że „Zapach miłości”
angażuje emocjonalnie, zachwyca, wzrusza, śmieszy, i daje do myślenia swoją prawdziwością
skrytą za komediowymi schematami. Postacie są do tego dobrze nakreślone, a ich psychologia,
w której odnajdziemy samych siebie, dobrze uchwycona. I jest tu jakaś taka
przejmująca prawda o ludziach, związkach i miłości. Tu nie ma epickich
wydarzeń, dynamicznej akcji, która nie pozwala złapać tchu – a jednak cała
historia jest epicka, a oddech więźnie w gardle, gdy dajemy się porwać
namiętności czy miłości bohaterów.
Przy okazji nie można zapomnieć, że całość jest
znakomicie narysowana. Prosto, dość ascetycznie, ale kreska doskonale pasuje do
treści, wpada w oko i momentami potrafi urzec. Ma też w sobie zarówno pewną
szojkową estetykę, jak i bardziej dojrzały look. I z miejsca kupuje czytelnicze
serca, jak kupują je sami bohaterowie czy wydarzenia dziejące się na stronach opowieści.
Szukacie dobrej, dojrzałej i emocjonalnie wręcz
eksplozyjnej lektury? Romansu, który nie zawodzi na żadnym polu i nie obraża
czytelniczej inteligencji? I erotyka, w którym namiętne doznania rzeczywiście
są namiętnymi doznaniami a nie tandetą dla pozbawionych gustu, smaku i pewnie
mózgu także odbiorców, którym spodobało się „Pięćdziesiąt twarzy Greya” i jemu podobne
pseudoliterackie popłuczyny? Sięgnijcie koniecznie. Warto.
Dziękuję wydawnictwu
Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz