Opowieści o Venomie to na pewno jedne z najlepszych
momentów TM-Semicowego „Pająka”. Robiły wielkie wrażenie, kiedy byłem
dzieckiem, czekało się na nie, a teraz, po latach, nadal są znakomite. Może ta
opowieść nie robi tak dużego wrażenia, jak poprzednia z czarnym symbiontem (i
mniejsze również od kolejnej), nadal jednak zabawa jest udana. Chociaż
graficznie zdecydowanie mogłaby być lepsza.
Venom powraca i znów poluje na Petera. Jak zwykle
chce go zabić, jak zwykle mas niezawodny plan. Ale tym razem nie jest jedynym
problemem Spider-Mana. Caesar i jego ludzie też na niego czyhają, MJ nie chce
uciec z miasta, a problemy prawne i finansowe wciąż dają o sobie znać. Na tym
tle walka z najpotężniejszym wrogiem, którego nie wyczuwa pajęczy zmysł może
okazać się ponad siły naszego Pajęczaka…
To starcie obu bohaterów jest udane, ale… Właśnie,
na tle poprzedniej walki – i kolejnej także – widać, że to taka przejściowa opowieść.
Nie wprowadza wielkich zmian – poza rym, że Larsen odświeża nieco Venoma, dając
mu więcej zębów i po raz pierwszy wprowadzając element teraz ikoniczny, czyli wystający
z paszczy język – ani nie rozstrzygając wszystkiego ostatecznie, jak pokazał
czas. A jednak nadal to naprawdę dobry komiks.
Akcja jest konkretna i szybka, zabawa udana, a
klimat przyjemny. Nie ma tu wielkiej głębi, to po prostu rozrywka, w której
liczy się tempo, walki i następujące po sobie nieprzerwanie wydarzenia, ale o
to właśnie chodzi. Typowa, ale mimo to bardzo dobrze wykonana treść udowadnia,
że Pająki z lat 90. XX wieku były lepszymi komiksami, niż współcześnie wydawane
numery i warto do nich wracać. Bo i są bardziej treściwe, i pomysły ich
pozostają mniej zgrane, ale przede wszystkim mają w sobie to „coś”.
Nawet graficznie. Co prawda rysunki Larsena
wypadają tu mocno przeciętnie – głównie „zasługa” to inkera – nadal jednak nie
są złe i mają udane momenty. A kreacja Venoma w wykonaniu tego artysty, nawet
jeśli przesadzona i to mocno, mnie osobiście kupuje i trafia do mnie. Może nie
tak, jak za szczenięcych lat, kiedy robiła większe wrażenie, ale nadal uważam,
że jest niedoceniona.
Słowem podsumowania, warto. Tym bardziej, że
wznowienie tego komiksu znajdziecie zarówno w nowym tomie „Epic Collection”,
jak i siódmej części carrefourowskiej kolekcji „Wielkie pojedynki”. Po latach
posuchy dostęp do historii jest więc łatwy, a ona sama godna przeczytania /
odświeżenia.
Komentarze
Prześlij komentarz