Amazing Spider-Man #10/1992 - David Micheline, Erik Larsen

VENOM KONTRATAKUJE

 

Opowieści o Venomie to na pewno jedne z najlepszych momentów TM-Semicowego „Pająka”. Robiły wielkie wrażenie, kiedy byłem dzieckiem, czekało się na nie, a teraz, po latach, nadal są znakomite. Może ta opowieść nie robi tak dużego wrażenia, jak poprzednia z czarnym symbiontem (i mniejsze również od kolejnej), nadal jednak zabawa jest udana. Chociaż graficznie zdecydowanie mogłaby być lepsza.

 

Venom powraca i znów poluje na Petera. Jak zwykle chce go zabić, jak zwykle mas niezawodny plan. Ale tym razem nie jest jedynym problemem Spider-Mana. Caesar i jego ludzie też na niego czyhają, MJ nie chce uciec z miasta, a problemy prawne i finansowe wciąż dają o sobie znać. Na tym tle walka z najpotężniejszym wrogiem, którego nie wyczuwa pajęczy zmysł może okazać się ponad siły naszego Pajęczaka…

 

To starcie obu bohaterów jest udane, ale… Właśnie, na tle poprzedniej walki – i kolejnej także – widać, że to taka przejściowa opowieść. Nie wprowadza wielkich zmian – poza rym, że Larsen odświeża nieco Venoma, dając mu więcej zębów i po raz pierwszy wprowadzając element teraz ikoniczny, czyli wystający z paszczy język – ani nie rozstrzygając wszystkiego ostatecznie, jak pokazał czas. A jednak nadal to naprawdę dobry komiks.

 

Akcja jest konkretna i szybka, zabawa udana, a klimat przyjemny. Nie ma tu wielkiej głębi, to po prostu rozrywka, w której liczy się tempo, walki i następujące po sobie nieprzerwanie wydarzenia, ale o to właśnie chodzi. Typowa, ale mimo to bardzo dobrze wykonana treść udowadnia, że Pająki z lat 90. XX wieku były lepszymi komiksami, niż współcześnie wydawane numery i warto do nich wracać. Bo i są bardziej treściwe, i pomysły ich pozostają mniej zgrane, ale przede wszystkim mają w sobie to „coś”.

 


Nawet graficznie. Co prawda rysunki Larsena wypadają tu mocno przeciętnie – głównie „zasługa” to inkera – nadal jednak nie są złe i mają udane momenty. A kreacja Venoma w wykonaniu tego artysty, nawet jeśli przesadzona i to mocno, mnie osobiście kupuje i trafia do mnie. Może nie tak, jak za szczenięcych lat, kiedy robiła większe wrażenie, ale nadal uważam, że jest niedoceniona.

 

Słowem podsumowania, warto. Tym bardziej, że wznowienie tego komiksu znajdziecie zarówno w nowym tomie „Epic Collection”, jak i siódmej części carrefourowskiej kolekcji „Wielkie pojedynki”. Po latach posuchy dostęp do historii jest więc łatwy, a ona sama godna przeczytania / odświeżenia.

Komentarze