„Spider-Man: Bez drogi do domu” to zdecydowanie
najbardziej rozpalający wyobraźnię widzów film MCU od czasów „Avengers: Koniec
gry”. Po nieszczególnie udanych trzech poprzedzających go produkcjach czwartej
fazy Kinowego Uniwersum Marvela, właśnie ten obraz stał się powrotem do wyższej
jakości. I jednym z najlepszych filmów o Spiderze, jakie dotąd nakręcono.
Po walce z Mysterio świat dowiedział się, że
Spider-Man to tak naprawdę Peter Parker. Na dodatek chłopak oskarżony o zabicie
Mysterio zaczyna zmagać się z kolejnymi problemami. Atakowany ze wszystkich
stron przez opinię publiczną, nie mogąc nawet dostać się na studia, postanawia
prosić o pomoc Doktora Strange’a. Rytuał wymazania jego tożsamości z pamięci
ludzi, a tym samym naprawienia całej sytuacji kończy się jednak fiaskiem i
rozdarciem granicy multiwersum, a to sprowadza do naszego świata… wrogów
Spider-Mana z innych rzeczywistości. Wrogów, którzy powinni już nie żyć! Peter
będzie musiał stawić im czoło i przekonać się, jakich nieoczekiwanych
sojuszników postawi przed nim los. Ale nie jest gotowy na tragedię, jaka
nadciąga…
Do tego filmu najlepiej zasiadać bez żadnych
oczekiwań i wiedzy o nim. Tej wiedzy trudno jest uniknąć, w końcu jeszcze przed
premierą było głośno o różnych jego aspektach. Ale jeśli by się Wam udało,
seans będzie tym przyjemniejszy. Na szczęście film wciąż pozostaje bardzo dobrą
produkcją nawet gdy już zdradzicie sobie za dużo przypadkiem na coś
natrafiając. Nie jest to kino z ambicjami, o to podejrzewać go nie można, ale
za to ze świetnymi efektami, dobrą akcją, porcją wzruszeń i solidną dawką
dobrej zabawy dla fanów Marvela, MCU i Spider-Mana.
To, że film ten nie tyle zaczyna budować ile
rozwija podłożone już multiwersalne podwaliny, wiadomo jest od razu. Z opisu, z
plakatu, z informacji które sami twórcy ujawniali przed premierą. Dla fanów
Pająka owo budowanie zaczęło się parę lat temu wraz z filmem „Venom", a potem
jeszcze mocniej w „Spider-Man: Uniwersum”. Teraz to wszystko zostaje rozszerzone,
może nie o jakąś konkretną skalę, ale filmy. A co za tym idzie, można uznać, że
samo MCU też się rozrasta i to o filmy, które dotąd od lat, dekad właściwie,
pozostawały poza kanonem. W konsekwencji można chyba już w tym momencie uznać,
że w ten czy inny sposób każdy z obrazów Marvela, jaki kiedykolwiek powstał,
jest w ten czy inny sposób połączony z resztą.
Wracając do fabuły to czeka tu na Was zarówno
szybka konkretna akcja, popisy wyobraźni i efektów specjalnych i wizualnych,
jak i bardziej życiowe momenty. Do tego są zaskoczenia, jest parę wzruszeń, są nawiązania
do komiksów – od „Wojny domowej” i jej konsekwencji widzianych w serii „Friendly
Nieghborhood Spider-Man”, po „One More Day” – i niezłe aktorstwo. Wszystko to ogląda
się naprawdę świetnie. Może nie tak dobrze, jak „Avengers: Wojna bez granic”,
ale na poziomie „Końca gry” już tak. Nie jest to film idealny, parę rzeczy
można by tu zrobić inaczej czy lepiej, ale na pewno to najlepszy z nowych „Spiderów”
i jedna z lepszych produkcji MCU. I naprawdę kawał dobrego kina dla miłośników
Pająka i Marvela.
Komentarze
Prześlij komentarz