Na tę tegoroczną nowość od Non Stop Comics chyba
najbardziej czekałem. Remender o scenariuszowego steru plus tematyka, która
idealnie do niego pasuje zrobiły swoje i nakręciły mnie pozytywnie na serię,
zanim jeszcze zobaczyłem szatę graficzną. A szata graficzna jeszcze tylko
wzmogła apetyt. I choć ostatecznie okazało się, że nie cały tom jest tak samo
znakomity ilustratorsko, zabawa z „Szumowiną” i tak okazała się udana i warta
polecenia miłośnikom bezkompromisowej, absurdalnej rozrywki w stylu kina akcji
lat. 80.
Ernie jest członkiem gangu motocyklowego.
Uzależniony od narkotyków, brutalny i wulgarny analfabeta, zdaje się nie mieć
przed sobą żadnej przyszłości. Do czasu, gdy przypadkiem zostaje superszpiegiem
i… No właśnie, co może wyniknąć z czegoś takiego?
„Szumowina” to wypełniona testosteronem opowieść
akcji, jakich Remender ma wiele. Miał historię o dzieciakach, które wykańczają
się w ramach szkolnego życia, miał opowieść o silnej i ładnej dziewczynie,
która śmigała samochodami i pokonywała wrogów. A tym razem ma dla nas rzecz o
twardzielu, który na superszpiega się nie nadaje, bo żaden z niego Bond, ale i
tak nim zostaje. I chociaż brzmi to kiczowato i tandetnie, jak kiepska sensacja,
w rzeczywistości dostajemy całkiem udany odpowiednik mocnej, ale przyjemnej
sensacji rodem z kina lat 80., które Remender często ożywia w swoich komiksach.
Ernie to zresztą nie tylko bohater, który w tamtym
okresie by się odnalazł, ale też i facet rodem z pulpowej literatury. Może nie
tak świetnie uchwycony i oddany, jak postacie z komiksów Franka Millera, z „Sin
City” na czele – to zresztą odmienne typy komiksu, które łączą ze sobą pewne
cechy postaci wiodącej czy elementy fabularne – niemniej i tak jest nieźle.
Podstawą całości pozostaje akcja, szybkie tempo, zabawa schematami, czasem na
poważnie, czasem nie i klimat. „Szumowina” fabularnie nie zaskakuje, nie jest
odkrywcza, ale oferuje dobrą rozrywkę, którą pochłania się przyjemnie, jeśli
lubicie takie schematy. Ja lubię i chętnie sięgnę po kolejne części.
Szata graficzna? Ta jest różnorodna. Z jednej
strony mamy świetne, bardzo nastrojowe grafiki, jaki widzicie na przykładowych
planszach, z bogatą kolorystyką i mnóstwem detali. Z drugiej dominują tu prace
prostsze, ale w podobnej estetyce, z typowym komputerowym kolorem. Są też
wreszcie te całkiem proste, dość mocno cartoonowe. Tak czy inaczej jednak album
trzyma poziom i jest miły dla oka, balansując od estetyki rodem ze wspominanych
już tyle razy lat 80., przez typowo współczesną, po prace w klimatach „Deadly
Class”.
Reasumując, dobra rzecz dla fanów Remendera i
sensacyjnych historii dla facetów. Nie jest to drugie „Deadly Class”, ale i tak
zapewnia przyjemną rozrywkę dla starszych odbiorców. Niewymagającą, ale miłą. I
jakże przyjemnie oldschoolową.
Komentarze
Prześlij komentarz