Jak chyba każdy wie, zeszyt ten czytelnicy zmieszali
z błotem, zanim jeszcze pojawił się na rynku. nie mówię, że zupełnie nie mieli
ku temu powodów, bo ujawnione kilka stron zapowiadało się mocno wtórnie, na
szczęście ostatecznie po premierze okazało się, że to całkiem niezły zeszyt.
Może nie jakiś super, może niektóre fabularne zagrywki drażnią, niemniej fani
poznać go powinni. Choćby dla przekonania się, co ma do zaoferowania ten nowy
początek.
Zaczyna się od trzęsienia ziemi. Peter klęczy w
dymiącym kraterze w Pensylwanii. Wszystko wokół jest doszczętnie zniszczone,
jego kostium też nie wygląda najlepiej. Spider zaczyna krzyczeć i…
Pół roku później z Peterem coś się dzieje. Ciotka
May ma dość tego, co przed nią ukrywa, znajomi nie są szczęśliwi, że zero się
nimi interesuje, z MJ… Cóż, sytuacja z nią jest mocno skomplikowana, do tego w
życiu Parkera sypie się też na polu zawodowym, bo nawet koledzy po
superbohaterskim fachy nie chcą go znać. A tu jeszcze na scenie znów pojawia
się Digger, a to dopiero początek…
Spencer swoim runem robił wszystko, by odwrócić to,
co zrobili jego poprzednicy, z genialnym Straczynskim na czele. Wellsa zaś w
tym zeszycie sprawia wrażenie, jakby chciał odwrócić wszystko to, co Spencer
zrobił. Co jednych rozdrażni, innych zadowoli. Jakkolwiek by do tego nie
podchodzić, na obecnym etapie nie jest źle. Zeszyt ten czytelnikom niczego nie
urywa, o tym mowy nawet nie ma, ale ma zadatki na coś ciekawego. I może w końcu
należycie pociągnie wątek pewnej wymazanej postaci, która ostatnio zdawała się
wrócić. Wiele na to wskazuje, choć może to być, oczywiście, zabieg mający
wprowadzić nas w błąd. Pożyjemy, zobaczymy, jak to mówią.
Jeśli chodzi o akcję, to trudno nazwać ją
oryginalną. Dzieje się to sporo, ale to dopiero zawiązywanie wątków. Wszystko
złożone jest ze znanych nam schematów, ale z nich przecież ta seria składa się
już od niemal dwudziestu lat. Po Straczynskim jedynie sporadycznie można było
liczyć na przejawy inwencji, reszta była powtórką z rozrywki i tak jest trochę
i tym razem. Na szczęście na nudę nie ma tu miejsca, więcej pytań niż
odpowiedzi podkręca zainteresowanie, a wszystko to jest lepszym otwarciem, niż
początki dwóch poprzednich Volume’ów serii. A na plus należałoby tu zaliczyć
też powrót do wiecznego pecha i problemów Petera. Wiem, Spencer też to robił,
ale niestety w kiepski sposób, a tu mamy w końcu to, na co czekaliśmy. A
przynajmniej ja czekałem.
I dla mnie osobiście plusem jest też powrót do
serii Johna Romity Jr. Wiem, że ten rysownik nie każdego kupuje, wiem, że
potrafi narysować coś tak brzydkiego, że nawet jego fanów to odrzuca, ale cenię
jego styl, mam do niego sentyment i muszę powiedzieć, że tu wypada nieźle. Na
pewno lepiej, niż wielu ostatnich rysowników „Pająka” (Ottley czy Sandoval). I
lepiej rysuje tu, niż chociażby w „Supermanie”. Może kolor mógłby być lepszy,
ale i tak nie ma na co narzekać. A ten zeszyt jako całość to pierwszy od lat
„Pajęczak”, który wzbudził moje, wiernego fana, zainteresowanie i choćby dlatego
warto go poznać. I mieć nadzieję, że Wells szykuje nam coś sporego.
Komentarze
Prześlij komentarz