W szóstym tomie „Shadows House” opowieść
przyspiesza jeszcze bardziej, a akcja staje się jeszcze bardziej dramatyczna. Zabawa
więc jest jak zawsze przednia, ma swój niezapomniany urok i klimat i nie
pozwala się nudzić ani przez chwilę. A szata graficzna niezmiennie urzeka i
zachwyca.
Wyjaśnianie zagadek trwa. Kto był sprawcą zajścia
ze zjawą? Tego próbują dowiedzieć się nasi bohaterowie. Przed nimi szansa na
odkrycie odpowiedzi na nękające ich pytania. Może nie wszystkie, ale czy są
gotowi choćby na to?
„Shadows House” to może i prosta, może i
przewidywalna, ale jakże przyjemna historia oparta na dziwności i grozie, z
tym, że owej grozy jest tu stosunkowo niewiele, a nawet kiedy występuje, zdaje
się być czymś tak naturalnym, że nie traktujemy jej jako takiej. Nie straszy
nas zatem, nie zaskakuje, a stanowi jedynie element budowania nastroju serii,
klimatu panującego na stronach, jak burzowe chmury przepuszczające chore, żółte
światło budują nastrój oglądanego krajobrazu.
A resztą owego krajobrazu jest tutaj urok i
słodycz, tak naturalne, jak na podobnym widoczku naturalne są drzewa, krzewy,
pagórki czy woda. Postacie zaludniające serię to ekipa słodka i niewinna, i
urocza w każdym calu. Nawet kiedy się złoszczą, nawet gdy pokazują różnice
między sobą, pozostają tak samo ujmujący. Dysonansem na pierwszy rzut oka
wydawać może się fakt, że seria dzieje się w iście wiktoriańskiej posiadłości,
zamieszkanej na dodatek przez ludzi zbudowanych z czerni, dzieje się tu wiele
dziwnych i groźnych rzeczy, ale to wszystko jest tłem dla całej tej słodyczy i
uroku. I zadziwiająco do siebie pasuje, współgra i uzupełnia się wzajemnie.
Do tego „Shadows House” urzeka nas dynamizmem.
Każdy rozdział, nawet jeśli bywa przegadany, jest krótki i szybki w odbiorze.
Nie ma tu przedłużania, nie ma rozwlekania na siłę opowieści. Czasem te
rozdziały są bardziej zamknięte w swoich ramach, częściej jednak stanowią część
czegoś większego, kończącą się retardacjami i podsycającą nasz czytelniczy
apetyt.
Niezmiennie najlepsze w tym wszystkim pozostają
jednak ilustracje. Dopracowane, pełne detali, z genialnie uchwyconymi tłami i
wszelkimi ozdobnikami, od strojów bohaterów, przez wykończenie wnętrz. Powtarzam
to za każdym razem, ale inaczej się po prostu nie da. Te grafiki urzekają,
zachwycają, zarówno swą prostotą, jak i drobiazgowością i ani przez moment nie
zawodzą. Tak samo zresztą jak cała ta, znakomita seria, która z tomu na tom
wciąga nas coraz bardziej i nawet jeśli nie zaskakuje odpowiedziami, wszystko
co nam serwuje robi z taką wdzięcznością, że chętnie przymykamy na to oko.
Dziękuję wydawnictwu
Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz