DUMA
LUDU
Tym razem szybko, krótko i na temat. Bo i taki też
jest niniejszy epizod „Smoczych kul”. Podany w szybkim tempie, do łyknięcia w
kilka chwil. Po serii świetnych retrospekcji wróciliśmy do głównego pojedynku i
na tym etapie została wymiana ciosów i to właściwie tyle, co rzec można o 84
rozdziale „Dragon Ball Super”.
Gokū i Vegeta czekają na powrót przeciwnika. Można powiedzieć,
że ich przygotowania dobiegają końca, zostaje jedynie walka. I ta walka trwa
przez całą resztę rozdziału…
I tak to właśnie wygląda. Tradycyjnie dla „DB”
bohaterowie mierzą się z wrogiem od nich potężniejszym, wydaje się jednak, że
mają szansę, kiedy uruchamiają swoje przemiany, ale wróg jest pewien wygranej,
spuszcza im łomot… I też jest zaskoczony, bo nasi wojownicy okazują się mieć w
sobie całkiem sporo sił, jakich nikt się nie spodziewał. I tak sobie szala
zwycięstwa waha się z jednej strony, na drugą, bicie się po gębach i
wypuszczanie potężnych technik, których przeciwnik ma nie odparować, ale jakoś
odparowuje trwa, a my…
… Właśnie, choć to znamy, choć to było, wcale się
nie nudzimy. Akcja jest tak szybka, że całość pochłania się w kilka minut, bo
kolejne onomatopeje nie zajmują zbyt wiele miejsca ani czasu czytelnika. Owszem,
czuje się tu niedosyt innych wątków, ale to w końcu bitewniak i na nieustannej
walce polega i właśnie to nam oferuje. W dobrym zresztą stylu, bo to w końcu
klasyka, ale też i klasa sama w sobie.
Przyjemna szata graficzna, dynamiczna i całkiem
dopracowana, wpada w oko i dobrze sprawdza się w takich epickich starciach. A
cały epizod, chociaż pewnie kolejny rozdział będzie taki sam, pozostawia po
sobie uczucie niedosytu. Ja prywatnie mam nadzieję, że twórcy jeszcze nas
zaskoczą, jak to już bywało, bo „Saga Granoli” jest jedną z lepszych w
ostatnich latach i ma potencjał na coś, co zapadanie w pamięć.
Komentarze
Prześlij komentarz