NIEREALNA
NOSTALGIA
Mommy,
daddy, look at me
I went to
school and I got a degree
All my
friends call it "the big D"
I went to
school and I got the big D
I got the
big D
I got the
big D
I got the big D
I went to
school and I got the big D
Is your
muffin buttered?
Would you
like us to assign someone to butter your muffin?
Excuse me
(what?)
Excuse me
(what?)
- Wet Leg
Czytając – a potem recenzując – „GTO” wciąż
powtarzam sobie, jak mantrę, że takich mang już się nie robi. Dużo jest
podobnych opowieści, nie zaprzeczam temu, dużo jest młodzieżowych historii,
komedii o zboczonych postaciach wiodących, ciągle myślących o dziewczynach, majtkach
i tym podobnych sprawach. Dużo jest też historii o obecnych i byłych,
nawróconych albo nie gangsterach. A jednak prawie nie ma już historii z taką
duszą, jaką ma „Great Teacher Onizuka”.
Czyżby kariera Onizuki zbliżała się do tragicznego
finału? Czy nadeszła pora się poddać? Odpowiedź na to drugie pytanie brzmi nie,
tym bardziej, że w perspektywie jest randka! A to przecież nie koniec, bo
jeszcze trzeba poradzić sobie z dzieciakami i obowiązkami!
„GTO” to shounenowa komedia mocno oparta na niewybrednych
żartach i erotyce. I chyba nikomu choć trochę obeznanemu z tematem nie trzeba
mówić, że brzmi to standardowo, wręcz sztampowo. Ale z tą serią jest nieco
inaczej i wcale nie chodzi mi tylko o duszę, o jakiej wspominałem na wstępie,
chociaż ta oczywiście jest istotna. Bo czuć, że to opowieść zrodzona z pasji,
talentu, zaangażowania, ale tego jakże ulotnego „czegoś”, co w słowa ciężko
jest ubrać, ale co czujemy i co sprawia, że opowieść tak do nas przemawia,
trafia i robi na nas całe to wrażenie, wciągając przy tym i intrygując.
Co zatem? Najpierw odpowiedzmy sobie na pytanie,
jaki jest typowy bohater shounena? To nastoletni wybraniec, niepozorny
everyman, everyboy właściwie należałoby powiedzieć, który jednak – mimo swoich
wad i trudności – pnie się powoli ku szczytom, zdobywając przy tym miłość,
uznanie i przyjaciół i pokazując na co go stać. Wszystko po to, by nastoletni,
często zakompleksieni odbiorcy mogli się z kimś utożsamić i mieć nadzieję, że
im też wszystko w końcu się uda – bo któż z nas takiej nadziei nie potrzebuje,
prawda? A przy okazji mogą też popatrzeć na seksowne bohaterki.
Onizuka jest inny. To bohater dla ludzi takich, jak
ja, dwudziesto-trzydziestokilkulatków, którzy wychowali się na boomie
japońskiej kultury, a nadal gdzieś tam pozostali dziećmi / nastolatkami,
którymi wówczas byli. Jest już dorosły, ale to wieczny dzieciak, któremu brak
odpowiedzialności, brak podejścia, jakie powinien mieć do życia, a jednak o
dziwo nieźle sobie radzi. On wspomina lata świetności i gangsterskie wyczyny,
ja jako czytelnik patrząc na niego wspominam początki mang i anime w Polsce, bo
„GTO” ma ten zabawny, ale momentami mroczny klimat, to szaleństwo i urok
odmienności od innych znanych wówczas komiksów, które mnie ujmuje. On marzy o
wyrywaniu małolat. Ja jako czytelnik zaś marzę by było na rynku więcej takich
mang, bo mam do nich sentyment, a i one same były po prostu lepsze od obecnych.
I obaj żyjemy taką nierealną trochę nostalgią i równie nierealną, choć kto wie,
nadzieją, że nam się uda.
Dodajcie świetną akcję, super humor, klimat i
znakomite rysunki. Czasem nieidealne, ale dzięki temu tym lepsze, bo przecież
od początku do końca oparte na talencie i ręcznej robocie, a nie komputerowych
trikach. Mnie to, jak i kolejne kombinacje zawodowe Onizuki kupuje i dlatego
polecam gorąco.
Dziękuję wydawnictwu
Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz