GTO (Great Teacher Onizuka) #4 – Touru Fujisawa

NIEREALNA NOSTALGIA

 

Mommy, daddy, look at me

I went to school and I got a degree

All my friends call it "the big D"

I went to school and I got the big D

I got the big D

I got the big D

I got the big D

I went to school and I got the big D


Is your muffin buttered?

Would you like us to assign someone to butter your muffin?

Excuse me (what?)

Excuse me (what?)

- Wet Leg

 

Czytając – a potem recenzując – „GTO” wciąż powtarzam sobie, jak mantrę, że takich mang już się nie robi. Dużo jest podobnych opowieści, nie zaprzeczam temu, dużo jest młodzieżowych historii, komedii o zboczonych postaciach wiodących, ciągle myślących o dziewczynach, majtkach i tym podobnych sprawach. Dużo jest też historii o obecnych i byłych, nawróconych albo nie gangsterach. A jednak prawie nie ma już historii z taką duszą, jaką ma „Great Teacher Onizuka”.

 

Czyżby kariera Onizuki zbliżała się do tragicznego finału? Czy nadeszła pora się poddać? Odpowiedź na to drugie pytanie brzmi nie, tym bardziej, że w perspektywie jest randka! A to przecież nie koniec, bo jeszcze trzeba poradzić sobie z dzieciakami i obowiązkami!

 


„GTO” to shounenowa komedia mocno oparta na niewybrednych żartach i erotyce. I chyba nikomu choć trochę obeznanemu z tematem nie trzeba mówić, że brzmi to standardowo, wręcz sztampowo. Ale z tą serią jest nieco inaczej i wcale nie chodzi mi tylko o duszę, o jakiej wspominałem na wstępie, chociaż ta oczywiście jest istotna. Bo czuć, że to opowieść zrodzona z pasji, talentu, zaangażowania, ale tego jakże ulotnego „czegoś”, co w słowa ciężko jest ubrać, ale co czujemy i co sprawia, że opowieść tak do nas przemawia, trafia i robi na nas całe to wrażenie, wciągając przy tym i intrygując.

 

Co zatem? Najpierw odpowiedzmy sobie na pytanie, jaki jest typowy bohater shounena? To nastoletni wybraniec, niepozorny everyman, everyboy właściwie należałoby powiedzieć, który jednak – mimo swoich wad i trudności – pnie się powoli ku szczytom, zdobywając przy tym miłość, uznanie i przyjaciół i pokazując na co go stać. Wszystko po to, by nastoletni, często zakompleksieni odbiorcy mogli się z kimś utożsamić i mieć nadzieję, że im też wszystko w końcu się uda – bo któż z nas takiej nadziei nie potrzebuje, prawda? A przy okazji mogą też popatrzeć na seksowne bohaterki.

 


Onizuka jest inny. To bohater dla ludzi takich, jak ja, dwudziesto-trzydziestokilkulatków, którzy wychowali się na boomie japońskiej kultury, a nadal gdzieś tam pozostali dziećmi / nastolatkami, którymi wówczas byli. Jest już dorosły, ale to wieczny dzieciak, któremu brak odpowiedzialności, brak podejścia, jakie powinien mieć do życia, a jednak o dziwo nieźle sobie radzi. On wspomina lata świetności i gangsterskie wyczyny, ja jako czytelnik patrząc na niego wspominam początki mang i anime w Polsce, bo „GTO” ma ten zabawny, ale momentami mroczny klimat, to szaleństwo i urok odmienności od innych znanych wówczas komiksów, które mnie ujmuje. On marzy o wyrywaniu małolat. Ja jako czytelnik zaś marzę by było na rynku więcej takich mang, bo mam do nich sentyment, a i one same były po prostu lepsze od obecnych. I obaj żyjemy taką nierealną trochę nostalgią i równie nierealną, choć kto wie, nadzieją, że nam się uda.

 

Dodajcie świetną akcję, super humor, klimat i znakomite rysunki. Czasem nieidealne, ale dzięki temu tym lepsze, bo przecież od początku do końca oparte na talencie i ręcznej robocie, a nie komputerowych trikach. Mnie to, jak i kolejne kombinacje zawodowe Onizuki kupuje i dlatego polecam gorąco.

 

Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.






Komentarze