Sierra to legenda branży gier komputerowych.
Możecie jej nie kojarzyć z nazwy, ale na pewno kojarzycie któryś z kultowych tytułów, jakie wypuścili. Pierwsza gra 3D czyli „King’s Quest”, „Half-Life” czy
„Leisure Suit Larry” to tylko niektóre z nich. Taka legenda musiała więc doczekać
się upamiętnienia i doczekała. I to w książce napisanej przez Kena Williamsa,
czyli człowieka, który wraz ze swoją żoną założył firmę i najlepiej wie, jak
to wszystko wyglądało od początku. A przy okazji pokazał także, że wie, jak
dobrze o tym wszystkim opowiedzieć.
Był rok 1979, kiedy małżeństwo Williamsów stworzyło
pierwszą grę. On, Ken, ją zaprogramował, ona, Roberta, zaprojektowała. To
wydarzenie stało się podwalina pod firmę Sierra On-Line, którą potem oboje
mieli rozwijać przez szesnaście lat. Firmę legendę. Ale nie jest to bajka pełna
szczęśliwych chwil. Bywa zabawnie, bywa uroczo, ale świat biznesu to świat
brudów, przestępstw i problemów. I przez to wszystko wędrujemy wraz z
Williamsami, odkrywając kulisy branży, a przy okazji dowiadując się wielu fascynujących
rzeczy. Bo co Sierra ma wspólnego z komiksami? Albo fitnessem w wykonaniu Johna
Travolty? Pora się tego dowiedzieć!
To nie książka o grach. Okej, o grach też, ale
przede wszystkim o ludziach, którzy je tworzyli. Głównym bohaterem nie jest
jednak Ken Williams ani jego żona Roberta, a właśnie założona przez nich firma,
która stała się legendą, zrobiła niemałą rewolucję i zapisała się na stałe w
sercach graczy. Jednocześnie to biografia, to relacja z pewnego okresu naszej
historii, kultury i popkultury, a przy okazji swoisty poradnik biznesowy,
ukazujący nam kulisy rynku, ale i sukcesu.
Tak, „Nie każda bajka dobrze się kończy” to książka
przybliżająca nam najróżniejsze aspekty Sierry, od kulisów, po marketing właśnie.
Co się sprzedawało, jak, kto najlepiej tam sobie radził. Krok po kroku
odkrywamy świat, twórców i światy przez nich kreowane, ale też i bezlitosne
często realia. Odkrywamy inspiracje, wzloty i upadki. Dowiadujemy się które gry
nie wykorzystały posiadanego potencjału, a które nie trafiły pod skrzydła
Sierry, chociaż powinny. Ale przede wszystkim poznajemy pasję i walkę o
spełnienie marzeń i osiągnięcie sukcesu.
Owszem, to książka o grach i ich twórcach, o
biznesie, prawach rynku i wszystkim, co się z tym wiąże. To wspomnienia i
biografia, po części autobiografia jednego z twórców marki, po części biografia
samej firmy. A czyta się to, jak dobra powieść sensacyjna, w której jest i napięcie, i
akcja, i kryminale wręcz wątki i urok także. Bo obok dywagacji o rozmowach na
temat fuzji i wspominek o rozwoju technologicznym, mamy tu liczne ciekawostki,
humor i jakąś taką nonszalancję, z jaką Ken opowiada nam o tym wszystkim. I jak
przyjemnie obserwuje się tu jego relacje z żoną, której równie wyraźnie kreślą
nam słowa samego autora, jak i to, co między słowami, a co bardziej odczuwamy,
niż odbieramy jakimikolwiek zmysłami.
Powiem wprost: ta książka urzeka. Urzeka mnie, jako fana gier Sierry, który wciąż świetnie bawi się choćby przy przygodach Larry’ego Laffera (kto raz grał w „Miłość na fali” w wersji z polskim dubbingiem, nigdy nie zapomni tego doświadczenia), ale i urzeka też jako czytelnika. Bo to kawał dobrze napisanych, osobistych wspomnień, kawał historii świata gier i popkultury. I po prostu dobra, ładnie wydana z tym całym swoim bogactwem kolorowych zdjęć i grafik, lektura, po którą warto sięgnąć.
Komentarze
Prześlij komentarz