Porzucone Królestwo - Feliks W. Kres


POWRÓT DO GÓR

 

Może i nie jestem fanem rodzimej literatury, jednak to właśnie na polskiej fantastyce w dużej mierze żyłem, jako czytelnik w nastoletnim wieku i mam do niej spory sentyment. Sięgam jednak tylko po to, co do mnie przemawia i ma jakąś wartość literacką. A Kres do mnie trafia i za każdym razem dostarcza mi dobrej, dobrze napisanej rozrywki, do której chce się wracać. I nie inaczej jest z tym tomem.

 

Glorm musi wrócić. Opuścił góry, ale teraz, gdy nic w życiu nie ułożyło się tak, jak trzeba, Grombelard stał się innym miejscem, a wszyscy, których znał jakoś się w swojej egzystencji odnaleźli, musi zawitać w dawne progi. Czy wśród spotkań, jakie na niego czekają, wśród tych wszystkich przecinających się dróg i żywotów, czeka go powrót do chwały, czy śmierć?

 

Siódmy tom „Księgi całości” to powieść równie dobra, co poprzednie. Dzieli z nimi wszystkie plusy, jakie posiadały, tak samo zresztą, jak i minus. Rzecz w tym, że na te minusy chętnie przymyka się oka, bo nawet jeśli Kres czasem z czymś przesadzi, czytelnik szybko uznaje, że taki już autorski urok i podejście. Tym bardziej, że cała reszta jest autentycznie znakomita i jeśli chodzi o fantasy, jedną z najlepszych rzeczy zaserwowanych nam przez rodzimych pisarzy.


Tom siódmy zaś to powrót do bohaterów, za którymi niejeden czytelnik pewnie zdążył się stęsknić. Nie wiem czy ja do tej grupy należę, ale od poprzedniego tomu, chociaż przecież na rynku pojawił się niedawno, zdążyłem się stęsknić za tym światem, klimatem i pisarstwem Kresy. Za jego nonszalancją i nastrojem, jaki buduje słowami. Bywa, że zdania przez niego budowane są bardzo prosto złożone, ale nadal udane pod względem doboru słów czy ogólnego brzmienia.

 

Jeśli chodzi o ten tom, to jak poprzednie, to przygodowa, męska dość historia, pełna akcji i starć. Trup ściele się tu gęsto, a Kres z tomu na tom rozbudowuje coraz bardziej swój świat, jego legendarium, ale i same postacie także. Czyta się to znakomicie, bo ten świat, nawet jeśli można się czepiać, że nazewnictwo miejsc nie jest tak przemyślane i zaplanowane lingwistycznie, jak u Tolkiena, jest dobrze przemyślany, fajnie złożony i konsekwentnie, w dobrym stylu rozwijany krok po kroku.

 


W skrócie, kolejna świetna powieść ze świetnej serii. Dobrze było wrócić na górskie tereny fikcyjnego świata i do ich bohaterów. I naprawdę przyjemnie czytało się o ich dalszych losach, co momentami kojarzyło mi się z górskimi etapami gry w „Wiedźmina 3”, a to duży komplement (i przyznam, że chętnie zagrałbym w produkcję opartą na „Księdze całości). I jak zawsze po lekturze ma tylko ochotę na więcej. Dobrze, że kolejny tom już niedługo pojawi się na rynku, będzie na co czekać. Jak zawsze zresztą.

 

Dziękuję wydawnictwu Fabryka Słów za udostępnienie egzemplarza do recenzji.







Komentarze