Dobra biografia to nie pomnik wystawiany osobie,
której losy opowiada. Nie, dobra biografia to szczere do bólu wspomnienie,
które pokazuje nam po prostu człowieka. Takiego pełnego wad, niewolnego błędów
popełnionych na przestrzeni lat i krzywd wyrządzonych drugiemu człowiekowi, a
zarazem ujmującego, bliskiego i sympatycznego. Po prostu człowieka. I o takim
człowieku traktuje „A tam, cicho być!”, ukazując nam Bohdana Smolenia z tej
najlepszej, jak i najgorszej strony.
Któż z nas nie zna Bohdana Smolenia. Rozśmieszał nas
skeczami w kabarecie Tey, zapadł w pamięć licznymi rolami, jak chociażby w filmie
„Pan Kleks w kosmosie” czy niezapomnianej kreacji Edzia Listonosza w „Świecie
według Kiepskich”, śpiewać też śpiewał. Ale to tylko jedna strona medalu, jak
to mówią.
Niejednego bowiem skrzywdził, niejeden miał do
niego pretensje. Zenon Laskowik z kabaretu Tey nawet w pogrzebowej mowie mówił,
że był przyjaciel jego talentu, ale jego kumplem nie był, mówiąc w imieniu
tych, którzy powiedzieć tego nie mogli, a żal do zmarłego nosili. Bo taki właśnie
był Smoleń. Jednych do łez śmieszył, innych do łez doprowadzał. Jednym humor
poprawił, innym go psuł. Na scenie radził sobie świetnie, w życiu osobistym mu
nie wychodziło. A teraz nadeszła pora poznać go takiego, jakim był, zanim
odszedł z tego świata.
Dobra to biografia, oj dobra. Nie jakaś opasła, nie
rozpisana na niezliczone strony. Można wręcz powiedzieć, że jest krótka i
treściwa, to przecież dwieście osiemdziesiąt stron, a na nich są jeszcze
zdjęcia, są piosenki Smolenia i skecze. Ale w tej krótkiej acz treściowej
formie kryje się masa informacji, mnóstwo prawdy, szczerości w kreowaniu
legendy, którą przecież każdy zna i przede wszystkim rzetelności.
I to mnie ujęło. I kupiło. Dzięki tej książce,
dobrze przy okazji napisanej, lekko, ale profesjonalnie, często oddającej głos
innym ludziom, odbyłem sentymentalną podróż, przypominając sobie legendarne teksty
Smolenia czy konkretne momenty, ale jednocześnie spojrzałem na to z nieco innej
strony, dowiadując się rzeczy, które dotąd pozostawały poza moim zasięgiem.
I poznałem drugie oblicze człowieka, który dla mnie
pozostanie listonoszem mówiącym wierszem albo panią Pelagią. Może nie zostałem odarty
ze złudzeń, bo do ludzi złudzeń niestety nie mam, ale na pewno zobaczyłem
odbrązowiony wizerunek niezapomnianego artysty. Zobaczyłem w nim nie kreację,
nie to, co nam pokazywał i chciał pokazywać, a człowieka jako takiego. Człowieka
pełnego wad, swoich grzeszków i problemów. Nie jest to wygodna biografia, ale
dzięki temu tym lepsza.
I dlatego polecam gorąco. Ceniliście Smolenia? Albo
może chociaż jego role? Sięgnijcie i przekonajcie się, jak to wszystko
wyglądało z różnych stron. Warto.
Dziękuję wydawnictwu
Rebis za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz