Świetny to komiks. Tak po prostu świetny. Niby
oczywista treść, niby fabuła jak skrojona według szablonu, a jednak Jerome
Charyn zdołał wycisnąć z niej coś wciągającego i fascynującego, a z pomocą
ilustratora Francoisa Boucqa, przekuł to na dodatek w wyśmienity produkt
finalny. Produkt łączący w sobie coś z opowieści obyczajowej rodem z artykułów
i filmów „z życia wzięte”, sensacyjnego kina lat 80. i 90. XX wieku i nuty
grozy w stylu legendy miejskiej, która dodaje całości pewnej pikanterii.
Nowy Jork rok 1990. Azami, młoda policjantka
azjatyckiego pochodzenia, chciałaby mieć dziecko, ale… Właśnie. Jest potężną,
umięśnioną kobietą, a jej treningi i przyjmowane substancje uniemożliwiają
posiadanie potomstwa. Los chce, że pewnego dnia znajduje porzucone dziecko.
Szczęśliwe zakończenie? Raczej wręcz przeciwnie. To dopiero początek. Początek
koszmaru i odkrywania tajemnic Nowego Jorku, które powinny zostać ukryte przed
ludźmi i światłem dnia, bo mogą okazać się zbyt niebezpieczne…
Ten komiks stoi wieloma rzeczami, najbardziej
jednak stoi klimatem. Przekartkujcie go tylko i co zobaczycie? Kadrowanie,
kreska, kolor – wszystko typowo europejska robota, charakterystyczna dla
twórców ze Starego Kontynentu na każdym kroku. A teraz przyjrzyjcie się bliżej
i co rzuca się w oczy? Tak, z miejsca widać tu amerykański nastrój, ten klimat
nowojorskich uliczek, które przede wszystkim kojarzą nam się z popkulturowym ich
upamiętnieniem, niż z faktycznym stanem rzeczy, ale o to właśnie chodzi. Ten
komiks to taki popkulturowy wyrób właśnie, ale za to jaki!
Fabularnie to historia z jednej strony o uczuciach
silnej kobiety, która chciałaby mieć dziecko, a nie może, ale pewien malec trafia
w jej ręce. Z drugiej zaś mamy tu sensacyjno-thrillerową opowieść, w której
wraz z rozwojem akcji, zagęszcza się wszystko, od samej akcji, po klimat. O
dziwo, choć ani nie jestem fanem takich życiowych historii, bo zwykle
nastawione są jedynie na tanie wzruszenia, bez zaserwowania odbiorcy
autentycznych emocji, ani sensacyjnych historii, które braki fabularne zawsze
starają się nadrobić szybkim tempem – najczęściej nieudolnie, tu z połączenia
tych dwóch elementów rodzi się wciągająca, świetna opowieść, która momentami
kojarzyła mi się ze „Z archiwum X”, chociaż właściwie niewiele jest tu
elementów mogących takowe skojarzenia nasuwać.
Dobrze nakreślone postacie, żywe dialogi, świetnie
oddany świat i wyważona akcja składają się tu na lekturę, od jakiej ciężko się
oderwać. Do tego rzecz jest absolutnie wyśmienicie zilustrowana, z europejską
dbałością o detale i realizm. Świetnie uchwyceni bohaterowie, równie świetnie i
w sposób z nimi spójny oddany świat, uzupełnione o dynamikę i nastrojowe momenty,
zapada w pamięć. Oglądanie poszczególnych plansz to czysta przyjemność, a duża
w tym zasługa świetnego, tradycyjnie, ręcznie kładzionego koloru, który w dużej
mierze odpowiada za nastrój panujący na stronach „Kanibali Nowego Jorku".
Jeśli traktować ten album, jako komiks sensacyjny czy akcji, a może nawet thriller z elementami horroru, to jest to najlepsza rzecz w gatunku, jaką czytałem od wielu długich lat. I jedna z najlepszych w ogóle, a przecież Europejczycy słyną z historii z wyżej wymienionych gatunków i robią to lepiej, od chociażby Amerykanów. Warto po nią sięgnąć. I warto poznać to europejskie spojrzenie na Nowy Jork rodem z legend miejskich, bo autentycznie robi wrażenie.
Recenzja ukazała się także na portalu Sztukater.
Komentarze
Prześlij komentarz