Dziewiąty tom „Deadly Class” to nic innego, jak
kolejna porcja jazdy bez trzymanki. Brudnej, ostrej, wulgarnej, brutalnej, często
odpychającej, ale w najlepszym tych słów znaczeniu. Bo Remander z całego tego
brudu wyciska wszystko to, co najciekawsze i najbardziej fascynujące i splatając
z elementami sentymentalnymi, satyrą i odniesieniami, daje wyśmienity produkt
finalny dla dojrzałego czytelnika ceniącego szalone opowieści.
Pora na zakończenie kolejnego roku! Egzaminy! Wyjazd
do domu w środku lasu! Zdradę! Upadające plany! Będzie się działo!
Specyfika „Deadly Class” polega na tym, że to
historia, która wygląda jakby powstała w latach 80. XX wieku. Pomysł na fabułę,
tak szalony, że dla wielu mógłby wydać się idiotyczny, czyli szkoła, gdzie na
bandytów uczą się dzieci czołowych złoczyńców, nie przyjąłby się jednak w innej
formie. To właśnie w tamtej przedostatniej dekadzie XX wieku twórcom uchodziło
wiele, dzięki wdzięczności z jaką podejmowali bzdurne nawet tematy. Remender, inspirując
się tym i czerpiąc z nich pełnymi garściami, stworzył serię, która jednocześnie
jest poważniejsza, niż większość tego typu ówczesnych dzieł, ale wspomnianą wdzięczność
zachowuje. Na dodatek zawarł w tym wszystkim, całą gorycz i nienawiść do czasów
szkolnych, odarł liceum z sentymentów i dorzucił jeszcze i satyrę na okres
dojrzewania.
Oczywiście na tym nie koniec. „Deadly Class” to
seria sensacyjna, więc jest tu akcja, jest szybkie tempo, dobre zaplecze
obyczajowe, ponury, dołujący nastrój, sporo mocnych, drastycznych scen, jest
wreszcie odrobina czarnego humoru i całkiem niezła psychologia. Co dla mnie,
miłośnika wspomnianych już powyżej klimatów, udało się uchwycić nastrój lat 80.
XX wieku. Ten mrok, te kolory, tę nonszalancję nawet i lekkością, jakie miały
tylko filmy z tamtego okresu. Okresu, gdzie dzięki swobodzie twórczej udawały
się nawet najbardziej szalone i absurdalne pomysły. Wiem, powtarzam się, ale to
akurat element serii, który wart jest podkreślania, bo stanowi właściwie sedno
tego wszystkiego. Sedno, które tak bardzo mnie kupuje.
I kupują także te świetne ilustracje. Proste,
mroczne, wręcz cartoonowe, ale dalekie od rysunków dla dzieci, uzupełnione o
oszczędny, ale wyrazisty kolor. I jest tu też czerń spotykająca się z tymi
mocnymi barwami, doskonale oddając to, co Remender chciał pokazać swoim scenariusz.
Świetna rzecz, po prostu świetna. I nawet jeśli z czasem seria straciła nieco
swój impet, nadal robi wrażenie, znakomicie się czyta i warta jest poznania.
Komentarze
Prześlij komentarz