Jeździec bez głowy i inne opowiadania – Washington Irving

KLASYKA GROZY

 

Tak to już w tych naszych nastawionych na odbiór wizualny czasach bywa, że często bardziej dane dzieło znamy za sprawą jego adaptacji, niż literackiego pierwowzoru. I, chyba można tak założyć, jako że nie często historia ta jest wznawiana i eksponowana na półkach czy witrynach, „Jeździec bez głowy”, do kupienia na Bonito, do nich należy. Któż z nas nie widział świetnego filmu Tima Burtona, z niezapomnianą rolą Johnny’ego Deppa? Właśnie. A ilu czytało opowiadanie, które stało się dla niego podstawą? Teraz macie okazję to zrobić, dzięki niewielkiemu rozmiarami, ale jakże wartemu poznania zbiorkowi „Jeździec bez głowy i inne opowiadania”, który znaleźć się powinien na przysłowiowym celowniku każdego miłośnika horroru. I klasyki także.

 

W pierwszym, tytułowym tekście, główny bohater Ichabod Crane odkrywa legendę o Jeźdźcu bez głowy, w którą co prawda nie wierzy, ale czy to nie będzie jego wielkim błędem? W drugim tekście niejaki Rip Van Winkle doświadcza niezwykłego spotkania, które kończy się dla niego długim snem. Gdy się budzi, nieświadomy wojny secesyjnej, jaka toczyła się podczas jego snu, musi odkryć, jak zmienił się świat. Na koniec zaś, w ostatnim tekście, poznajemy pewnego barona i jego córkę, która ma zostać wydana za mąż i…

 

Washington Irving w swoim życiu zajmował się wieloma rzeczami. Był eseistą, biografem, historykiem, także dyplomatą. Dziś najbardziej kojarzony jest jednak z krótkich form literackich. Może dorobku nie ma jakiegoś gigantycznego, jednak dwa jego teksty przeszły do historii literatury, a i w popkulturze też się zadomowiły. Mowa o „Jeźdźcu bez głowy”, czy jak chce tego tytuł oryginału, „Legendzie o Sennej Kotlinie” oraz „Ripie Van Winkle’u”. Oba zresztą znajdują się tym tomie, dając nam szansę poznać prozę legendarnego autora od najlepszej strony. A tekst, który ich dopełnia, zamykając zbiorek, też wcale do słabych nie należy.

 

A co nam pokazują te historie? Przede wszystkim to, że autor, jak wielu dziewiętnastowiecznych klasyków, przede wszystkim uwielbiał opowieści fantastyczne, a szczególnie te grozy. Tytuł zbiorku wszystko już nam mówi zresztą, tak samo jak tytuł ostatniego zawartego tu opowiadania. Treść tak samo. Wszystko jest tu zresztą klasyczne, typowe dla swojego okresu, ale w odróżnieniu od innych mistrzów pióra z tamtych lat, którzy namiętnie zajmowali się tematyką duchów i upiorów, mniej rozbuchane, mniej skupione na nieistotnych detalach, za to z miejsca przechodzące do sedna i dobrze rozwijana, aż do satysfakcjonującego zakończenia.

 

Nie jest to ciężka proza, pełna kwiecistości, stylistycznych ozdobników czy wręcz rozpasanego umiłowania szczegółów. To właściwie prosta literatura, prosta, krótka i treściwa. Pierwszy i najdłuższy tekst zbiorku to ledwie nieco ponad pięćdziesiąt stron, sporą czcionką. Czyli prawie połowa całego tomiku. Miejsca w tym wszystkim nie ma wiele, a na pewno nie ma go na zbędne elementy. Dlatego wszystko jest klarowne, w punkt trafione, skoncentrowane, a zarazem lekkie, nieskomplikowane, ale w całej tej prostocie tkwi siła. Bo jest tu wizja, jest klimat, od czytelnika autor nie wymaga wiele, ale wiele od siebie daje. I zostaje w pamięci.

 

Ja ze swej strony polecam bardzo gorąco. Można nie lubić klasyki, można mieć alergię na wiktoriańskie opowiadania z gatunku fantastyki czy horroru, bo tego ostatnio na polskim rynku jest dużo, a poziom bywa różny, ale „Jeździec bez głowy” jednocześnie dobrze do nich pasuje, jak i jest opowieścią, która do gustu może przypaść nawet tym, za podobną prozą nieprzepadającym. Do mnie trafiła i tylko żałuję, że zbiorek składa się z tak małej ilości tekstów.


Recenzja opublikowana także na portalu Sztukater.

Komentarze