Najnowszy tom „Kaczogrodu” to powrót do
późniejszych komiksów Carla Barksa. Czyli tych, kiedy styl artysty, jego pomysł
i postacie były w pełni wykształcone i dopracowane. Owszem, na tym etapie widać
też pewne zmęczenie materiałem, ale bardzo niewielkie, a zebrane tu historyjki
w większości są rewelacyjne. I taki jest też cały ten album.
Bracia Be znów próbują okraść skarbiec Skenrusa.
Tym razem przy użyciu tytułowej maszyny. Oczywiście na tym nie koniec, bo
nadchodzi też czas na kolejne starcie z finansowym rywalem Sknerusa, Granitem
Forsantem! Ale nie samym najbogatszym kaczorem świata wszyscy żyją, dlatego
poznajemy też losy Daisy i jej pamiętnika, kolejnych perypetii Donalda czy
nawet przygód… babci Kaczki.
Ten tom to zbiór naprawdę różnorodny. Tak
tematycznie, jak i poziomem i to warto mieć na uwadze. Z jednej strony mamy tu
typowe opowieści o Kaczkach i barksowe ten-pagery, w których czeka nas dużo
humoru – z satyrą włącznie – przygód i szalonych akcji, które pozostają ponadczasowe,
ale i atrakcyjne dla czytelników w każdym wieku. Z drugiej strony są tu komiksy
dziejące się gdzież z boku, z mało istotnymi postaciami, robiące mniejsze wrażenie.
Dużo w tym tomie zresztą krótkich form, skeczy właściwie. Nadal udanych, nadal
bawiących i uczących i pokazujących nam nieco inna stronę Kaczogrodu, ale nieco
mniej porywających.
Nie zmienia to faktu, że album jako całość jest
znakomity. W końcu to klasyka w najlepszym wydaniu, a Carl Barks pokazuje tu,
jak genialne w swej prostocie pomysły i fabuły snuć można było w sposób
zadziwiająco dojrzały, jak na tamte lata. Jednocześnie czytelników traktował
tak, jak traktować powinien – z szacunkiem dla ich inteligencji – tworzył
interesujące postacie i nie bał się oferować satyrycznego komentarza. Jego
prace wpłynęły na całe pokolenia twórców, od autorów kaczek zaczynając
(genialny Don Rosa, który nawet przerósł swego mistrza, wiecznie wykorzystywał
jego motywy i odwoływał się do jego prac), na twórcach zupełnie innych dzieł
(„Gnat”) skończywszy. Ale co się dziwić, skoro zebrane tu – zarówno w tym
tomie, jak i całej kolekcji – historie pełne są przygód, humoru, wysokiej
jakości wykonania – także pod względem graficznym – i mądrości.
I urzeka też samo wydanie. Twarda oprawa, dobry
papier i świetna zawartość to jedno, warto jednak pamiętać też o dodatkach zza
kulis czy przeglądzie postaci. I chyba nie trzeba dodawać nic więcej? Dla mnie
to jedna z najlepszych serii wydawanych na polskim runku, zbierająca ponadczasowe
dzieła, które poznać powinien każdy, bo każdy może znaleźć w nich coś dla
siebie. I każdy właśnie to znajdzie.
Dziękuję wydawnictwu
Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz