Dodasz do tego składnik główny, czyli dwóch starców
alkoholików, którzy zważywszy na swój wiek już dawno powinni leżeć w grobie,
potem dorzucisz ich odwiecznych wrogów, nieudolnych policjantów, szalonego
naukowca, kosmitów, samuraja, zombie, alternatywną rzeczywistość i dużo, dużo
więcej (w szczególności procentów i promili) i co otrzymasz? Rozbrajające do
łez, choć jednocześnie często porażające głupotą opowiadania, które czyta się
szybko i przyjemnie, choć zarazem często równie szybko zapomina.
Jakub Wędrowycz, egzorcysta amator, miłośnik psów
(dobrze przyrządzonych na talerzu), posiadacz imponującego przyrodzenia i niemniej
imponującej liczby lat na karku. Zawsze ubrany w gumiaki i czapkę uszatkę, w
kufajce i prostych spodniach, w równej mierze wygląda na menela ze stroju, co z
sinego nosa. Za wrogów ma ród Bardaków, których „skutecznie” tępi, a którzy
mają dość rozległą rodzinę, przez co głów do ścięcia nigdy nie brakuje. Za
przyjaciela Semena Korczaszko, człeka o podobnych zainteresowaniach i
poglądach, z którym praktycznie mieszka. Z miejscowymi policjantami natomiast –
Birskim i Rowickim – łączą go dość zagmatwane relacje oparte na utrudnianiu
sobie życia, wzajemnej pomocy, wyśmiewaniu i lęku.
W „Konanie…” Jakub wraca myślami do pewnego
wydarzenia, postanawiając dopowiedzieć swojemu prawnukowi, Piotrusiowi, co
spotkało Conana po przygodach opisanych w książkach i pokazanych w filmach.
Otóż jakiś czas temu w ulubionej knajpie Wędrowycza pojawił się kolejny Bardak,
ale wyjątkowo silny. Przegrana i wyrzucenie z lokalu staje się dla egzorcysty
powodem do zemsty. A skąd wziąć mocniejszego osiłka? A gdyby tak cofnąć się w
czasie i sprowadzić… Conana?
Oczywiście tytułowy tekst nie jest ani jedynym, ani
najdłuższym, ani nawet najlepszym opowiadaniem, jakie znalazło się w
najnowszym, ósmym tomie przygód Jakuba. Na „Konana Destylatora, złożyło się
bowiem piętnaście premierowych tekstów, które zdecydowanie przypadną do gustu
miłośnikom opus magnum Pilipiuka. Czy jednak nowi odbiorcy mają tu czego
szukać? W końcu seria trwa już od tak długiego czasu. Na szczęście, jak zawsze
zresztą w przypadku Jakuba, znajomość innych części nie jest wcale konieczna –
przydaje się, to prawda, bo autor puszcza oko do stałych czytelników, nie mniej
nie stracą też ci z tematem zupełnie nieobeznani.
Co jeszcze należy zaliczyć in plus to fakt, że otrzymaliśmy
nie powieść, a zbiór opowiadań. Bo niestety, ale z długimi formami Pilipiuk ma
duży problem. Za wiele bowiem stara się wrzucić do jednego worka tematów,
wydarzeń i akcji, fabuła szybko traci więc spójność i nuży. W przypadku
opowiadań nadmiar pomysłów nie grozi – jeden na tekst śmiało wystarcza, a autor
nie próbuje zbytnio szaleć (jedynie historia o szalonym naukowcy, który ukradł
spermę słonia mogłaby być krótsza), w przeciwnym razie zabrakłoby mu materiału
na resztę. Poza tym krótkie formy tu zebrane są śmieszne (zdecydowanie
najlepiej prezentuje się historia, w której Jakub i Semen trafiają do
alternatywnej rzeczywistości, gdzie spotykają swoje abstynenckie odpowiedniki)
i idealne jako smaczne kąski na raz. Czasem Pilipiuk zbyt dużo rzuci mięsa, a
przynajmniej więcej niż dotychczas, ale całość czyta się lekko i przyjemnie, a
momentami lektura wyzwala takie pokłady śmiechu, że wyciska łzy. Wprawdzie nie
ma tu głębi ani wyższych wartości, ale jako czysta rozrywka „Konan Destylator”, do
kupienia na Bonito, sprawdza się znakomicie.
Dlatego polecam. Pilipiuk ma talent pisarski i
nawet jeśli nie zawsze potrafi ukierunkować go właściwie, o tyle w przypadku
Jakuba wspina się na wyżyny. I co z tego, że humor jest niskich lotów,
koszarowy i fizjologiczny, skoro śmieszy i bawi. Sięgnijcie więc, w ponure dni
taka dawka dowcipów bywa ożywcza.
Recenzja ukazała się także na portalu Sztukater.
Komentarze
Prześlij komentarz