Sandman #6: Refleksje i przypowieści – Neil Gaiman, Bryan Talbot, Stan Woch, P. Craig Russell, Shawn McManus, John Watkiss, Jill Thompson, Duncan Eagleson, Kent Williams

OPOWIEŚCI ZE SNU

 

Szósty tom „Sandmana” to kolejna część złożona z luźniejszych opowieści. Różne historie, różne estetyki, różne czasy i różni bohaterowie, ale wszystko połączone ze sobą postacią głównego bohatera i światem. I literacką jakością, tak typową dla twórczości Gaimana. Choć nierówne poziomem i często zwyczajnie nudnawe.

 

W tym tomie poznajemy twórcę, który boi się porażki. Joshuę Abrahama Nortona, pierwszego cesarza USA, który chce czegoś od Snu. A wreszcie także wilkołaki i pewien portret. A to tylko kilkoro ze śniących, jakich losy znajdziemy na stronach. Od starożytnego Rzymu, przez baśniowe rejony, po czasy kalifatu – w taką szaloną podróż zabierają nas „Refleksje i przypowieści”.

 

Seria „Sandman” to twór złożony z różnorodnych historii. Czasem cały tom wypełnia jedna, długa opowieść, czasem mamy wiele zamkniętych. Ich poziom też bywa różny, od rewelacyjnych do tylko niezłych, a nawet przeciętnych, chociaż Gaiman nigdy dotąd nie zaserwował nam historii naprawdę złych, co należy docenić. A „Refleksje i przypowieści” to, jak już pisałem, taki właśnie zbiór różnych historii. Ich odrębność i samodzielność jeszcze mocniej podkreśla fakt, że mamy tu kompilację zeszytów z różnych etapów wydawania serii. Kolejność nie jest zachowana, ale pozostaje zbędna, bo wszystko tu i tak układa się, niczym elementy wielkiej układanki.

 

I właśnie układankę ten tom najbardziej przypomina. Owszem, można tak traktować cały cykl, jednak tu elementy te wysuwają się na prowadzenie. Zbyt dużo nie ma co w to wszystko wnikać, tak jak i w inne aspekty albumu, bo to rzecz, którą czytelnicy sami powinni odkrywać, ale warto o tym pamiętać. A o czym jeszcze warto? Choćby o tym, że mamy tu cały wachlarz motywów, wątków, gatunków i estetyk. „Refleksje i przypowieści” także i tą różnorodność eksplorują bardzo intensywnie i mocno ją podkreślają. Na tym poziomie, Gaiman, swoim zwyczajem, bawi się fikcją i prawdą, mitem, baśnią i fantastyką, horrorem i opowieścią obyczajową, wrzucając do jednego wora wszystko, co przyszło mu do głowy.

 


W konsekwencji na fanów czeka spotkanie z bohaterami znanymi z poprzednich tomów, postacie historyczne i trochę nowych twarzy, a także podróż przez różne odmiany fantastyki. Czasem będzie to baśń, czasem klasyczne fantasy, czasem bardziej mroczny czy brutalny horror, a nawet coś z pogranicza cartoonowej satyry. W tym wszystkim dzieje się dużo, nawet bardzo, nie zawsze jest to wszystko spełnione, ale całkiem przyjemnie podane, głównie stylistycznie, bo Gaiman serwuje nam to wszystko w bardzo literacki sposób, ale i graficznie, gdzie w różnorodności prac królują dopracowane, klasyczne, urzekające detalami, wykonaniem i panującym na stronach klimatem plansze.

 


W skrócie, kolejny niezły tom dobrej serii. Nie wybitny, bo ewidentnie Gaiman często nie miał pomysłów i stąd odtwarza mity, jedynie dodając coś od siebie, niż tworząc coś własnego (czyli to, co robi przez większość serii), czasem nudzący i nieprzekonujący, ale dość udany i dla fanów wart poznania. Można go czytać niezależnie, ale najlepiej prezentuje się na tle poprzednich części, jako fragment większej, całkiem epickiej całości. Choć mogło być zdecydowanie lepiej.

 

Dziękuje wydawnictwu Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.



Komentarze