Pierwszy tom „Venoma” Donny’ego Catesa zrobił
prawdziwą rewolucje, odmieniając postać i jej losy i stając się jedną z
najlepszych serii od „Marvel Fresh”. Tom drugi zmienia nieco ton, stanowiąc
właściwie jedynie wprowadzenie do eventu, który czeka nas w grudniu. Ale i tak
to kawał świetnego komiksu, grającego jednocześnie na sentymentach czytelników
wychowanych na marvelowskich zeszytówkach z lat 90. XX wieku i wprowadzającego
ich w nowe czasy.
Eddie Brock wraca do Nowego Jorku. Już bez
symbionta, odmieniony, musi stawić czoła wojnie światów, kiedy ta dosięga
naszej planety! A przeciwnicy okazują się być w posiadaniu czegoś, co może go
skusić…
A potem okazuje się, że Carnage może powrócić zza
grobu, za sprawą starań pewnej sekty. Gdy sytuacja staje się coraz trudniejsza,
Eddie może nie być w stanie ocalić tych, na których mu zależy. A może i samego
siebie…
Lata 90. XX wieku w „Amazing Spider-Manie”
przebiegały pod szyldem epickich opowieści z niesławną „Sagą klonów” na czele.
Poza wielkim klonowaniem jednak był to też czas, kiedy w serii najmocniej
szalały symbionty. Venom ginął i wracał raz po raz, coraz bardziej żądny
zemsty, ale też i coraz bardziej ukierunkowany na bycie lethal protectorem.
Do niego dołączył Carnage, jego „syn” – opętany przez symbionta seryjny morderca,
który za każdym razem serwował miastu masakry. Kulminacją tego wszystkiego był
event „Maximum Carnage”, którego polska wersja ukazywała się przez siedem miesięcy.
Epicki, choć krytykowany, do dziś jest historią, do której wraca wielu fanów. I
twórców też. A Cates w nadchodzącym „Absolute Carnage – Rzezi absolutnej”, do którego
wprowadza tym tomem, robi to w naprawdę dobrym stylu.
Ten tom zresztą to po prostu świetna rozrywka.
Dzieje się tu dużo i w dobrym stylu, wszystkie najważniejsze wątki zostają
zawiązane, akcja jest konkretna, fabuła ciekawi, a po wszystkim zostaje niedosyt.
To przystawka, główne danie dopiero przed nami – a i deser, w postaci dodatków,
jakie opublikowane zostaną w jednym z numerów „Amazing Spider-Mana” także – ale
zaostrza apetyt, jak potrzeba i satysfakcjonuje sama w sobie. A jednocześnie
dodatek do eventu „Wojna światów”, z którym się przeplata. I podoba mi się
podejście Catesa do postaci Venoma, rozbudowywanie jego mitologii, zabawa
motywami i odwracaniem wszystkiego, co mu dotąd w serii nie pasowało. Rodzi się
z tego kawał dobrej komiksowej fabuły, stricte rozrywkowej, choć z pewnymi
zadatkami na coś więcej. świetnie przy tym zilustrowanej, bo kreska jest
odpowiednio dopracowana, brudna i mroczna, a kolor buduje udany klimat.
Dla mnie, obok „Nieśmiertelnego Hulka”, „Venom” to najlepsza
seria od Marvel Fresh i tom drugi tylko to potwierdza. A że przed nami jeszcze
epicki event, jest na co czekać. I czekać przede wszystkim jest warto.
Dziękuję wydawnictwu Egmont za
udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz