Miłość, śmierć + roboty. Oficjalna antologia – Peter F. Hamilton, Ken Liu, John Scalzi, Michael Swanwick, Albert Mielgo, Steve Lewis, Kirsten Cross, Joe R. Lansdale, Marko Kloos, Claudine Griggs, Vitaliy Shushko, David W. Amendola, Alastair Reynolds

MAMUT W KOSTCE LODU I INNE CUDA

 

Po tę antologię prędzej czy później po prostu musiałem sięgnąć. Cenię sobie dobra fantastykę, cenię – mniej lub bardziej – kilku autorów, których teksty się tu znalazły. Ale, o ile za produkcjami Netflixa w większości nie przepadam, o tyle również cenię sobie takich kinowych twórców, jak David Fincher, jeden z moich ulubionych reżyserów zresztą, który nosa do dobrego materiału źródłowego ma, a skoro przyłożył dłoń do serialowej adaptacji opowiadań z tego zbioru, mogłem brać w ciemno. I nie zawiodłem się. Może nie jest to równy poziomem zbiorek, ale zabawa, jaką oferuje, jest naprawdę przyjemna i różnorodna.

 

Witajcie w przyszłości (ale nie zawsze!). Tu przekonacie się, jak wygląda życie po upadku ludzkości, zawitacie do dostojnego Londynu, by odkryć, jak nieprzyjazne to miejsce czy poznacie mordercę, który po zabiciu kobiety odkrywa, że ktoś to widział. I to ktoś, kogo by się najmniej spodziewał! Jakby tego było mało, zobaczycie skutki mutowania… jogurtu! A pewien mężczyzna odkryje mamuta… w kostce lodu! I to ledwie część cudów, jakie na Was czekają!

 

Jak pisałem David Fincher ma nosa do adaptowania dobrych materiałów. Genialny „Fight Club: Podziemny krąg”, wyśmienite „Social Network”, świetny „Ciekawy przypadek Benjamina Buttona” czy całkiem udana „Dziewczyna z tatuażem”. Jedynie beznadziejna „Zaginiona dziewczyna” oczywista do bólu, do bólu przewidywalna, bez klimatu i bez zaskoczeń, była wyjątkiem potwierdzającym regułę. Tima Millera, drugiego z ludzi odpowiedzialnych ze serial i mającego związek z niniejszą antologią, też całkiem lubię. „Bo kinowy „Deadpool” (ten słabszy, pierwszy, ale jednak), bo „Terminator: Mroczne przeznaczenie”, może i zmieszany z błotem, ale o ile lepszy od „Genysis”, a do „T” jednak sentyment i uwielbienie mam. Ci ludzi więc tak czy inaczej gwarantem pewnej rozrywki być po prostu musieli i tak się stało.

 

Większość tekstów z tego zbiorku jest napisana dość prosto, niewymagająco, są jednak i takie, które na tym polu wypadają zdecydowanie mocniej, dojrzalej czy ambitniej. Większość jest też typowa, ale nieprzesadnie na szczęście, a i zdarzają się teksty nieoczekiwane, jak chociażby ten Liu, speca od fantasy, który ze swoich gatunkowych butów nie wychodzi nawet tutaj. Czasem jest zabawniej, czasem poważniej, czasem to SF, czasem fantasy, a czasem thriller fantastyczny w stylu prozy Dicka. Wszystkiego streszczać nie ma sensu, bo to rzecz do samodzielnego odkrywania, dawania się zaskoczyć i wciągnąć. Warto jednak zauważyć, że mamy tu nie tylko prozę, ale też i scenariusze. Pewnych eksperymentów z formą zatem nie brak, a całość zadowolić potrafi tak fanów gatunku, jak i nowych odbiorców.

 

Ciekawie nakreślone wiatry, równie ciekawe wizje i bohaterowie też wcale nie mniej intrygujący. Scalzi, Liu, Swanwick i Lansdale, czyli w większości autorzy mi już dobrze znani, wypadli w zbiorze najlepiej. Reszta też jednak nie ma się czego wstydzić. Odkryłem tu coś nowego, dostałem też coś sprawdzonego, co nieco ożywiło wspomnienia, bo choćby teksty Swanwicka odkrywałem lata temu i mam do nich sentyment, a przede wszystkim wszystko to okazało się naprawdę przyjemną wyprawą do różnych światów, estetyk i wrażliwości. Dlatego polecam. Nie zestawię pozycji z serialem, bo nie miałem okazji go oglądać – choć pewnie się to zmieni, bo parę rzeczy chętnie zobaczyłbym na ekranie – ale wiem, że warto było po tę „Miłość, śmierć + roboty” sięgnąć. I warto czekać na ciąg dalszy, bo ten już jest zapowiadany na polskim rynku.

 

Recenzja opublikowana na portalu Kostnica.

Komentarze