No i w końcu jest, kolejny tomik serii, która jest
jak jedno wielkie pomieszanie z poplątaniem wszystkiego, co stanowi kategorię
opowieści z dreszczykiem. Horror? Kryminał? Thriller? Sensacja? Wszystko tu
jest, podlane komediowym sosem, dawką lesbijskiej erotyki i – może to dziwić, a
może nie – uroku i zmiksowane w coś, co pochłania się z wielką przyjemnością.
Gdy morderca wykańcza kolejnych członków rodziny,
do której należy hotel z gorącymi źródłami, akcja coraz bardziej zbliża się do wielkiego
finału. W tej scenerii trwa śledztwo, a Hinako, Chiyo i Narumi odkrywają
związek z sektą „Virginal Rose”… Czyżby przeszłość wracała? I co przyniesie
przyszłość?
Co, jak co, ale thriller i kryminał, gatunki sobie
pokrewne, przenikające się często przez zacierającą się granicę między nimi, są
najbardziej ograniczonymi i zamkniętymi we własnych ramach typami literatur /
komiksu / filmu, jakie istnieją. Dużo jest gatunków hermetycznych, żaden jednak
nie jest taki, jak ten. Bo co tu się zmienia? Nazwy miejscowości, nazwiska
bohaterów i tyle. Zbrodniarze wciąż są tacy sami, wszystko już odkryto, motywy
się powielają, akcja jest wciąż odtwarzana w tej sam sposób – według szablonu i
to na każdym właściwie kroku.
Ale jest na to metoda. Nawet kilka. Jedna z nich
jest taka, by jak twórca „Murcielago”, wziąć te wszystkie motywy i wrzucić do
jednego wora… Właściwie ze wszystkim, co tylko przyjdzie nam do głowy. Bo
można, nie ma się co ograniczać, w latach 80. XX wieku kino pokazało nam, że
wszystko wolno, byle tylko mieć do tego dystans, humor, by do czytelnika / odbiorcy
podjeść jak do kumpla i samemu dobrze się bawić. Nie szukać oryginalności tam,
gdzie jej nie ma, bo i po co, lepiej za to skupić się na jak najlepszej rozrywce.
I tu autor to właśnie zrobił.
A ten tom po raz kolejny dobrze to pokazuje. Nie
jest to kwintesencja serii, a może inaczej, tu kwintesencją jest niemal każdy
tom, zawierający w sobie wszystkie składowe, za które cykl kochamy. Jest
krwawo, jest nastrojowo, dynamicznie też. Sceny erotyczne są obok tych z urokiem,
a zresztą i przeplatają z nimi, bo mamy tu nomen omen momenty łączące to i to.
I świetną kreskę też mamy, bo Yoshimurakana serio umie dobrze oddać i kobiece
kształty, przesadzone do maksimum, i detale zbrodnie, i mroczne elementy, i tą
słodycz aż bijącą po oczach.
Lubicie mocniejsze doznania? Lektury z
dreszczykiem? Chcecie przy tym i erotyki, i uroku, a jednocześnie by wszystko
to było niegłupie? No to „Murcielago” to
rzecz dla Was.
Dziękuję wydawnictwu
Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz