Kolejna sierpniowa manga i kolejny komiks o miłości
skierowany do facetów. I dobrze, bo czemu płeć brzydka ma być tylko typem samca
bez emocji? Ale spokojnie, swoim męskim ambicjom też może dać tutaj ujścia. A
zatem i wilk syty, i owca cała. A ten wilk zresztą to syty całkiem-całkiem, bo
smaczne to wszystko i ciekawe, a owca spokojniutka i też nie wolna od
zadowolenia.
Pora na „Krwawe Halloween”, czyli starcie gangów.
Toman kontra Valhalla to pojedynek, który skończy się tragicznie. Takemichi wie
kto i kogo zabije, ale nie chce w to wierzyć. Musi więc powstrzymać bieg
zdarzeń i odmienić przyszłość, ale czy będzie w stanie, kiedy dzieje się tak
dużo i tak niebezpiecznie?
Okej, ten tom to więcej walenia się po mordach, niż
romansu, właściwie to ten romans tym razem zszedł na daleki plan, ale to po
prostu naturalna kolej rzeczy. Tematyka gangów i ich porachunków to motyw
niosący cała fabułę, romans, choć różnorzędny, musiał trzymać się nieco na
uboczu, bo to nie historia związku, a po prostu ratowania ukochanej. Zanim więc
związek dojdzie do skutku, zanim całe to plątanie i kombinowanie się skończy, a
bohaterowie będą mogli ruszyć w kierunku happy endu – czyli pewnie zanim
romantyczne emocje naprawdę wybuchną w serii, a już trzeba będzie ją kończyć –
są tomy takie, jak ten.
Czyli? Czyli pełne akcji, walk,
shounonowo-bitewniakowych klimatów, bez supermocy – no, okej, są tutaj podróże
w czasie, ale to tyle, jeśli chodzi o elementy fantastyki – za to z całym
gangsterskim dobrodziejstwem inwentarza. Dzieje się tu dużo i szybko,
dramatycznie, bo co i rusz czyjeś życie jest zagrożone, a każdy z rozdziałów
kończy się jakimś mniejszym lub większym cliffhangerem. Ale w tym tempie jest
tez miejsce na retrospekcje, jest szansa na nieco lepsze poznanie bohaterów, a
całość po prostu nie nudzi.
Owszem, chciałbym więcej romansu, bo to zawsze była
moja ulubiona część tej mangi. Ale i tak nie narzekam. Bo dynamiczne to
wszystko, bo dobrze ukazane, bo bardzo przyjemne od strony graficznej, która
tradycyjnie łączy prostotę z dobrym oddaniem detali i niezłym klimatem. Komiks środka,
manga typowa dla gatunku, a jednak, mimo iż schemat jest już wyeksploatowany,
jak za długo dojona krowa, Ken Wakui znajduje w tym coś, co potrafi działać przyjemnie
na czytelnika i konsekwentnie snuje swoją historię, stawiając nie na
oryginalność, a dobrą zabawę. I dobrze, bo tego tej serii, jak i jej podobnym,
trzeba.
Kto lubi takie klimaty, niech bierze w ciemno, bo
dostanie wszystko to, na co liczy. Polecam. I w zasadzie mam nadzieję, że wątki
romantyczne jeszcze wrócą i kto wie, może zaatakują z większą mocą. Po to w
końcu czytam tę serię.
Dziękuję wydawnictwu
Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz