7 uczuć


BEZTROSKIE LATA…

 

Dzieci wesoło wybiegły ze szkoły

Zapaliły papierosy wyciągnęły flaszki

Chodnik zapluły ludzi przepędziły

Siedzą na ławeczkach i ryczą do siebie

 

Wszyscy mamy źle w głowach, że żyjemy

Hej hej lalalala hej hej hej hej

Wszyscy mamy źle w głowach, że żyjemy

Hej hej lala

- Elektryczne Gitary

 

Koterski (ojciec) robi film dla siebie, chcąc przeżyć jeszcze raz wcale nie tak beztroskie szczenięce lata, a Koterski (syn) pomaga mu w tym, stając się jego nowym wcieleniem. I chociaż nie jest to kino do końca spełnione – gdyby było, finałowa scena wyglądałby zupełnie inaczej, także pod względem kontrastu – ale wciąż to kawał świetnego filmu. I niecodzienne, jak na polską kinematografię spojrzenie na…. dzieci.

 

Miauczyńskiemu w życiu nie wyszło. Znowu. Małżeństwo się sypie, psychika tak samo. Siedzi na kozetce i wspomina. Wspomina dzieciństwo, nastoletniość, czasy szczenięce od nierozstawania się z matką, po nastoletniość. I tak wspomina, by dojść nie tyle do dręczących go demonów tamtych lat, a i nawet nie rozpoznania wszystkich podstawowych uczuć, a odpowiedzi na pytanie czym właściwie jest miłość.

 

Bo może to i film o młodości, może tęsknota za bieganiem w krótkich gatkach po boisku, skakaniem na skakance i wyrzucaniem z siebie idiotycznych rymowanek, film o uczuciach, jak chce tego tytuł, a jednak wszystko zmierza do tego, że mówi przede wszystkim o miłości. Kiedy będę wiedział, że ją kocham? Kiedy będę wiedział, że jestem przez nią kochany? Koterski na warsztat bierze te siedem podstawowych uczuć, wśród których miłości nie ma, bierze na warsztat całe te nasze emocje, wśród których tak niewiele jest pozytywnych i niepostrzeżenie opowiada o nich, opowiadając przecież o dzieciństwie. Można? Można. I, jak widać, nawet z sukcesem.

 


Ale sukces to niepełny, bo trochę w finale, tuż po tym mocnym akcencie, który miał nas naprawdę trzepnąć, by w ostatecznym rozrachunku raczej klepnął w czaszkę, bo i patos tu, i dydaktyzm i mimo wszystko optymizm tej ostatniej sceny, która przecież powinna być goryczą zapowiedzi śmierci niewinności… No ale i tak jest świetnie. Świetnie bardziej dla pokolenia Koterskiego i jego syna, pokoleń wychowanych jeszcze bez smartfonów, ze skakankami, ganianiem po boisku i wygódkami na podwórku, pokoleń, które by skontaktować się z kolegą jechały rowerem przez pół miasta. To sentyment, nostalgia, ale bez różowych okularów i bez upiększania dzieci. Rodzicielstwu już się obrywało, obrywa też i tym razem, a dzieciom? Dzieciom się i dostaje, i wzięte są w obronę. Bo są, jakie są, ale czy zasługują na to, co serwują im ślepi na to, jacy sami byli, dorośli?

 

No i kino to, to też rozliczenie z traumami. Alkohol, stały temat, tak, jak i toksyczne rodzicielstwo, pierwsze topienie psa, niespełnione miłości, porażki, takie prawdziwie, z jakimi dzieci mierzyć się nie powinny, a mierzą. I ten przerost życia nad ich siłami. A mimo to jest w tym tęsknota, bo wtedy było… Czy lepiej? Może po prostu inaczej, może z szansą zawalczenia jeszcze o beztroskę, o jaką już walczyć się nie da, bo z losem i światem nie wygramy? Być może. To już wie Koterski. To osądzić musimy też sami, przez własny pryzmat doświadczeń.

 


Gorzki to film. I słodki zarazem. Beznadzieja i nadzieja. Sentyment i odbrązawianie. Dramat i komedia, choć tej komedii, jak na Koterskiego dziwnie tu mało. I coś z ciekawym zabiegiem, by zatrudnić aktorów dojrzałych do ról dzieci (Figura, Koterski, Chyra, Dorociński, Więckiewicz), a nawet pójść dalej i oto matkę wtedy już niemal sześćdziesięcioletniej Kasi Figury gra o dwie dekady od niej młodsza Joanna Kulig.

 

Dobry film. Tak po prostu. Nie dla wszystkich, nie dla każdego, niektórych zawiedzie, innych będzie uwierał, w jeszcze kolejnych obudzi sentymenty. Ale skłania do refleksji i zadumy i robi to w nienachlany sposób. I nawet jeśli nie jest to rzecz do końca spełniona i tego i owego jej brak, jest w tym magia i siła.


7 uczuć” do kupienia na Bonito.

Komentarze