Amazing Spider-Man #5: Za kulisami – Nick Spencer, Ryan Ottley, Humberto Ramos, Pat Gleason, Kev Walker
Niemal na półmetku runu Spencera przychodzi czas na
kilka odpowiedzi i zajęcie się w końcu wątkiem tajemniczej postaci, która w
serii pojawiła się na początku i trochę namieszała, by zniknąć na dłuższy czas.
Teraz wraca i jest całkiem nieźle. W końcu nieco mniej wtórnie, choć też i z
mniejszym graniem na sentymentach. Nadal jednak odnosi się wrażenie, że Spencer
przede wszystkim bazuje na dokonaniach poprzedników, samemu zbyt wiele do serii
zwyczajnie nie wnosząc.
Postać w bandażach powraca, ale kim on właściwie
jest? I po co robi to wszystko? A to zaledwie początek, bo działania Mysterio
sprawiają, że Spider-Man i Mary Jane mają coraz większe problemy, a co gorsza
Peter wciągnięty zostaje w problemy Bumeranga, który zmaga się ze złowieszczym
Syndykatem. Dokąd to wszystko prowadzi?
Kiedy patrzy się na run Spencera z szerszej
perspektywy całości, widać wyraźnie, że wcale nie chciał być oryginalny. Chciał
wziąć to, co może lubił w Pająku i wszystko to, co w serii go drażniło i w
końcu dopiąć niektóre wątki, rozgrzebane od lat. I w tym albumie robi ku temu
nieco bardziej konkretny krok. O co chodzi? Trochę pospojleruję, bo inaczej się
nie da, więc jak nie chcecie, zróbcie szybki skok do kolejnego akapitu. A wracając
do tego, co sprząta Spancer, to sprząta sporo. Niedefinitywnie, przekonacie się
za parę tomów, ale jednak wraca do „Sagi Klonów” i córki Petera i MJ, wraca do
„One More Day” i tego, co Quesada z pomocą Straczynskiego tam namieszali –
czyli do najbardziej niesławnych opowieści z Pająkiem – a jakby tego było mało,
wraca do tematu Mysterio, który zginął w „Daredevil: Diabeł stróż”, by potem
powrócić zza grobu w „Friendly Neighborhood Spider-Man #12” (polskie wydanie
„Spider-Man kontra Mysterio”), a to było przecież w 2006 roku i od tamtej pory
pozostawało tajemnicą.
Na razie jednak przygotowuje pod to wszystko grunt.
I jednym ten grunt przypadnie do gustu, innych odrzuci, ale docenić trzeba, że
Spencer chciał to wszystko wreszcie rozwiązać i naprostować. Nie wyszło
idealnie, ale przynajmniej mamy jakieś odpowiedzi. I mamy też akcję, humor –
nadal nazbyt ekspresyjny, ale lepszy niż na początku – i trochę wnikania w
postacie, chociaż lekkiego i powierzchownego. Plus niezłe rysunki, chociaż
nadal tęsknię za czasami, gdy serię rysowali Romita, Bagley albo Sienkiewicz
(okej, ten ostatni głównie kładł tusz, ale jednak dzięki temu prace zyskiwały
jego charakter).
Komu podobały się początkowe tomy „Amazing
Spider-Mana” z Marvel Fresh, a np. wtórny, choć przyjemny „Ścigany” mu nie
podszedł, ten będzie zadowolony. Bo ten album to powrót do tych wcześniejszych,
mniej epickich i rozbudowanych opowieści. I to całkiem niezły.
Dziękuję wydawnictwu
Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz