Prozy Dicka nigdy dość. Jak w sumie prozy każdego
dobrego klasyka. No to dostajemy kolejną jego mniej znaną książkę, tym razem „Klany
księżyca Alfy”. Świetnie pomyślaną, nieźle zrealizowaną – nieźle, bo Dick
spróbował pożenić tu ze sobą czasem nazbyt wiele estetyk i typów – i jak zawsze
absolutnie wartą poznania i polecenia.
Trzeci księżyc układu Alfa dla Ziemian od lat był
swoistym szpitalem psychiatrycznym. Ale gdy dochodzi do konfliktu między Ziemią
i Alfa, jednocześnie dochodzi też do zmian, które sprawiają, że chorzy
psychicznie zdobywają niezależność i tworzą własne społeczeństwo. Podzielone,
ale jednak. Niemniej pozostaje pytanie, jak poradzą sobie, kiedy przyjdzie im
stawić czoło… inwazji kosmitów? A jeszcze w sprawy planety wmieszany zostanie
agent CIA, agent złamany i załamany, dla którego pojawia się okazja, z której
nie może nie skorzystać…
Dick miał świetne pomysły i zaprzeczyć się tam nie
da. Może szalone, może czasem chore, osobliwe, bo przecież dyktowane napędzanym
środkami odurzającymi szaleństwem, ale jednak świetne. Kupowały mnie,
zachwycały, raz po raz urzekały. Czasem z wykonaniem nie do końca wychodziło
idealnie, bo jednak szaleństwo ciężko jest kontrolować. A tu mamy opowieść o
szaleństwie. Między innymi.
Bo przecież to sci-fi pełną gębą. Nawet w pewnym
stopniu militarne sci-fi, o kosmicznym konflikcie, o obcych rasach, obcych
świata i wszystkim takim obcym ogólnie. A jednocześnie bliskim. Bo u Dicka to
co kosmiczne, to przyszłościowe i ogólnie jakieś takie odległe, to zawsze
pretekst by powiedzieć coś więcej. Coś więcej o świecie, jaki nas otacza,
czasach i tym, co ponadczasowe, czyli ludzkiej naturze. I wychodzi mu to
znakomicie.
W „Klanach księżyca Alfa” bawi się społecznie
zaangażowaną historią, ale osadzoną w ramach rodem z groszowej literatury,
granicząc z techno-thrillerem czy futurystycznym czarnym kryminałem. To, co na
początku skupione jest na ciekawie kreślonym świecie i postaciach wcale nie
mniej ciekawych, im bliżej finału, tym bardziej staje się dynamiczne, widowiskowe
i bardziej rozrywkowe. Trochę brakuje w tym wyważenia, trochę czasem nie do
końca jest to spełnione, ale i tak świetnie.
No bo świetnie pomyślane, równie świetnie napisane
– Dick potrafi, nawet gdy stawia na rozrywkę – i przemawiające: do serca, do
wyobraźni, do umysłu. Po prostu dobra, znakomicie wydana (niezapomniane
ilustracje urzekają mnie za każdym razem i za każdym razem chciałbym więcej). Mnie
to kupuje i zawsze mam ochotę na jeszcze większą porcję prozy autora.
Dziękuję wydawnictwu
Rebis za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz