„Spawn” był swego czasu wielkim hitem. I w sumie
nadal jest, bo seria po dziś dzień nie przestała się ukazywać, chociaż nad
Wisłą wydawcy zupełnie o niej zapomnieli. Był jednak taki czas, kiedy cykl ten
rozpalał serca i umysły czytelników i stanowił jedną z najciekawszych
propozycji na polskim rynku. A ja po latach, trzydziestu od premiery amerykańskiej i dwudziestu pięciu od polskiego wydania, postanowiłem odświeżyć sobie wypuszczone wówczas zeszyty i… Tak, trzeba przyznać, że „Spawn” nawet przetrwał próbę czasu.
Na nowojorskich ulicach pojawia się dziwna postać
odziana w pelerynę i kostium niczym superbohater. Nie jest nim jednak. A kim
jest? Sam nie ma o tym pojęcia. Prześladują go tylko wspomnienia tego, że
zawarł pakt, w którym stawką była jego dusza, z nagrodą powrót. I twarzy żony. Skąd jednak się wziął? Co ma
wspólnego z zabitym pięć lat temu Alem Simmonsem, pułkownikiem oddziału do
zadań specjalnych? Co to za moce, które posiada? I jaki właściwie jest celu
jego istnienia? A tymczasem w mieście ktoś brutalnie morduje przestępców…
Początek dzieła życia Todda McFarlane’a. Pierwotnie
w Polsce miał się ukazać tylko jeden komiks o Spawnie, zbiór pierwszych
czterech zeszytów, czyli sama geneza bohatera, przemienił się jednak w serię.
Jedną z ciekawszych TM-Semic. Ten zeszyt nie jest jeszcze w pełni udany, ale
widać już, że Todd, który porzucił tworzenie własnej serii o Spider-Manie, by
założyć swoje wydawnictwo i zająć się autorskim tytułem, wymyślonym jeszcze gdy
był nastolatkiem, miał na niego pomysł i chciał zrobić zamkniętą serię nieciągnącą
się dziesiątkami lat. Co ostatecznie my nie wyszło, ale to już materiał na
zupełnie inną opowieść.
Jeśli chodzi o szatę graficzną, to rysunkom brak
nieco ogłady, choć mają duży urok (drażni tylko wygląd Violatora). Jest jednak
lepiej, niż w „Spider-Manie”, prace są jeszcze bardziej dopracowane i pełne
detali, niemalże gotyckie, mroczne, pełne dynamiki… Dobrze to współgra z
treścią, bo scenariusz, balansujący na granicy superhero, horroru i thrillera,
jest dopracowany i pomimo kilku patetycznych kwestii, niepozbawiony głębi i
komentarza odnośnie zastanej rzeczywistości.
Nie jest to wielkie dzieło, niemniej na tyle dobre,
bym chciał polecić je każdemu, niezależnie od kultowego statusu „Spawna”. To
dobra opowieść grozy, pełna dylematów moralnych i znakomitego klimatu. Do tego podana
ze smakiem i przesłaniem, a to w latach 90. w komiksie mainstreamowym nie
zdarzało się często.
Komentarze
Prześlij komentarz