Starszy pan i kot #7 - Umi Sakurai

MISTRZOWI GRANIA I KOTY

 

Emocjonalnie wypada ten nowy rzut mang od Waneko, oj emocjonalnie. „Pożegnanie pierwszej miłości”, które emocjonuje mnie i bawi, „Kocha… nie kocha…”, które gra na strunach w moim sercu, a teraz „Starszy pan i kot”, czyli rzecz, która wywołuje nostalgię i spotów wzruszeń. I pozostaje przyjemnie dojrzałym, choć jednocześnie czasem jakże ujmująco naiwnym spojrzeniem na relacje człowiek-kot.

 

Geoffroy Lambert to geniusz. Pianista, który już w wieku dwunastu lat był wybitny. Całe życie jednak zazdrościł Kandzie i nienawidził go, bo to właśnie nim zachwycał się jego ojciec. Teraz jednak wszystko się zmienia, gdy obaj mają ze sobą kontakt i Lambert decyduje się poprosić Kandę o uczenie go! Co z tego wyniknie? I co z kotami, które przecież cały czas są z nimi a teraz jeszcze ich przybywa i to w życiu Lamberta, który pupila żadnego nigdy nie chciał mieć?!

 

Kot i człowiek. Człowiek i muzyka. Kot, człowiek i emocje. Ta seria to nostalgiczna opowieść o utraconej młodości i miłości, smutna historia o jesieni życia i samotności, a wreszcie rozbrajająca komedia o codzienności z kotem, pełna nadziei i lekkości. Gryzie się to? Mogłoby, ale nie gryzie, raczej wszystko to, co wydaje się sprzeczne, wzajemnie się uzupełnia, a całość po prostu doskonale ze sobą działa. I działa na czytelnika.

 

W „Starszym panie i kocie” po prostu wszystko dobrze gra. Jak bohater swoje utwory – a właściwie bohaterowie, bo nie tylko nasz starszy pan jest tu muzykiem. Humor śmieszy, rozbawia, potrafi poprawić nastrój. Nostalgia odpowiednio nas rusza, samotność bohatera trąca coś w sercu, jak w sercu trąca ta nadzieja odnaleziona w kocie. Dramatyzm potrafi wyskoczyć niespodziewanie, jak niespodziewanie atakuje nas słodycz, urok. A my za każdym razem jesteśmy urzeczeni. Bo inaczej się nie da, tak to do nas trafia i przemawia.

 

Kot w tej mandze jest i brzydki, i uroczy. Słodki i szkaradny. A manga jest zabawna i wzruszająca. Tyle? Nie, więcej, pisałem o tym, ale jeszcze dorzucę słów kilka o rysunkach, bo są znakomite. Dojrzałe, dopracowane, ze sporą dozą realizmu, a zarazem z masą cartoonowości, ekspresji i solidnej dawki słodyczy.

 

Świetna rzecz, którą uwielbiam i gorąco polecam. I wciąż mam nadzieję, że inne mangi z kotami zagoszczą na polskim rynku. Co tu ukrywać, marzy mi się „Chi’s Sweet Home”.

 

Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostępnienie egzemplarza do recenzji.



Komentarze