„Maska” powraca. Znów. Trzeci tom przygód zielonej
gęby to jedynie czteroczęściowa miniseria, która w oryginale była wielkim
powrotem do głównej opowieści po dwóch dekadach przerwy. Miniseria dobra,
mroczniejsza i poważniejsza, a przy okazji i brutalniejsza od tego co znamy,
ale jednak przypominająca nam za co „Maskę” się kocha. Albo nienawidzi.
Wydawało się, że maska przepadała lata temu, zakopana
w piwnicy. Spokój wrócił, psychol zniknął, ludzie niemal zapomnieli o tym
wszystkim i… I, jak to w życiu bywa, zło wraca, a szalony morderca nie tylko
zaścieła trupami ulice, ale i… pcha się do polityki! Czym tym razem zakończy
się cały ten cyrk?
Różne źródła różnie klasyfikują przygody Maski.
Jedni do kanonu – czy może bardziej serii głównej – zaliczają „Przysięgę
wierności”, jednocześnie „World Tour” z poprzedniego tomu – jak i kilka
krótkich historyjek – już nie, inni uważają, że jest dokładnie na odwrót.
Znaczenia to nie ma, bo świat Maski jest bogaty i pełen różnych historii, od dziecięcych
(„Itty Bitty Mask”) czy crossoverów. I tych ostatnich w sumie żal mi
najbardziej, bo przydałby się dla nich omnibus taki, jak te. Zresztą jeden z
nich, „Lobo/Maska” kiedyś czytać mogliśmy i był to świetny komiks, a przecież
seria ma w zanadrzu jeszcze np. „Joker/Mask” czy „Grifter and the Mask”
(wspólna przygoda z członkiem nieco zapomnianego już składu herosów z
„WildC.A.T.s”) i szkoda byłoby tego nie wydać.
Ale dość skupiania się na tym, czego nie mamy.
Lepiej skupić się na rzeczy, która trafiła w nasze ręce, a trafił komiks dobry.
Dobre uzupełnienie poprzednich części i coś, co ma szansę wpaść Wam w oko jeśli
poprzednie jednak Wam nie podeszły. Owszem kontynuuje opowieść tam, gdzie dwie
dekady wcześniej pozostawiła ją poprzednia kanoniczna fabuła (a Polsce, na
szczęście, było to tylko pół roku przerwy), ale to też niezależna fabuła, w sam
raz do szybkiego wejścia w ten świat. Świat akcji, satyry, absurdu, lejącej się
krwi i szaleństwa, za którym czasem kryje się nieco więc, chociaż nie aż tyle,
ile by mogło.
„Przysięga wierności” w oryginale wydana został
niemalże dopiero co, bo ledwie dwa lata temu. Tak mniej więcej. Poprzednie tomy
serwowały nam historie z lat 90., ta przeskakuje w czasie i zyskuje na nowoczesności.
Graficznie jest bardziej brudna i realistyczna, kolorystycznie bardziej
złożona, mi to pasuje, choć wiem, że nie każdego kupi, bo „Maska” to cartoon i
slapstick, a ta jest po prostu inna.
Inna, ale dobra i jak polecałem poprzednie tomy,
tak polecam i ten. Bawiłem się dobrze, fajnie, że rzecz ukazała się po polsku,
gdzie kojarzona dotąd była niemal wyłącznie ze słabym filmem sprzed lat, ale
nadal mam nadzieję, że to nie będzie jednak koniec i te wspomniane przeze mnie
crossovery się pojawią. Bo są tego warte. No i byłby z tego całkiem opasły
tomik.
Komentarze
Prześlij komentarz