Nana
banana, I do what I wanna (ah)
I do what
I wanna do (ooh)
Nana
banana, I do what I wanna (ah)
I do what
I wanna do (ooh)
- Netta
Opasły jest ten tomik, jak większość „Talentless
Nany”. Taka już to seria, serwowana nam ze sporym rozmachem. Standard, ale są
tez zmiany, bo fabuła tej części zmienia nieco ton i charakter. Nadal jednak
wszystko pozostaje tak samo udane, wciągające i intrygujące. I choć oparte na
zgranych schematach, jakże przyjemne i warte poznania.
Śmierć Michiru staje się prawdziwą tragedią, która
wstrząsa Naną. Tymczasem zjawia się Tatsumi Tsuruoka, instruktor, który ma w
związku z sytuacją własne zamiary...
„Talentless Nana” to takie pomieszanie z poplątaniem.
Bo czego tu nie ma? Z jednej strony mamy wyspę, gdzie odizolowani są
bohaterowie i po kolei giną. „I nie było już nikogo” się kłania. Kłania się
„Battle Royale”, może zahaczamy też o „Igrzyska śmierci”, a wracając do
komiksów chyba najmocniej zahaczamy tu o komiks „Batman: Czarna rękawica”,
gdzie superhero łączył się z taką walką z wrogiem zabijającym po kolei zebrane
na odludziu osoby, posiadające swoje talenty. A „Nana” z superhero ma też
sporo. Z tym, że wszystko jest tu trochę na odwrót.
A co? A to, że to z perspektywy mordującego
śledzimy to wszystko. Zagadka jest, nie przeczę, tu zresztą nie jedna osoba
zabija i rozwiązywać jest co. Zagadek jest sporo, akcji jeszcze więcej. Klimat
zazwyczaj dość mroczny, sceny bywają odpowiednio podlane krwią i brutalnością –
odpowiednio czyli, żeby nie przesadzić, skoro czytają to nastolatkowie, ale też
i nie łagodzić nadmiernie, skoro to jednak temat śmierci poniesionej często w
dość w mocny sposób – a całość ciekawa. Bo ciężko tu dzielić bohaterów na
dobrych i złych, wszyscy co istotniejsi działają w przekonaniu, że robią dobrze
i słusznie postępują. A zmiany? Te związane są z pojawieniem się nowych
postaci, ale wnikać tu nie chcę, sami powinniście odkryć to wszystko, bo warto.
No i jest wieńcząca to wszystko szata graficzna,
która dobrze pasuje do całości. Z jednej strony prosta i cartoonowa, ale
zarazem, odpowiednio mroczna, nieżałująca nam czerni czy tryskającej tu i tam
krwi. Może i sterylna, może i wykonana wręcz podręcznikowo, bez szaleństwa, ale
tutaj się to sprawdza. Co w połączeniu z fabułą daje nam całkiem sympatyczny i
udany komiks dla miłośników rozrywki z nutą czegoś mroczonego. Ja bawię się
dobrze, znajdując tu dla siebie wiele, bo lubię i superhero, i thrillery, i
horrory i takie opowieści o niby złych, ale jednak nie złych bohaterach. I to
właśnie tutaj mam, w lekkiej i przystępnej formie.
Dziękuję wydawnictwu
Waneko za udostepnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz