Talentless Nana #5 – Looseboy, Iori Furuya

NANA BANANA

 

Nana banana, I do what I wanna (ah)

I do what I wanna do (ooh)

Nana banana, I do what I wanna (ah)

I do what I wanna do (ooh)

- Netta

 

Opasły jest ten tomik, jak większość „Talentless Nany”. Taka już to seria, serwowana nam ze sporym rozmachem. Standard, ale są tez zmiany, bo fabuła tej części zmienia nieco ton i charakter. Nadal jednak wszystko pozostaje tak samo udane, wciągające i intrygujące. I choć oparte na zgranych schematach, jakże przyjemne i warte poznania.

 

Śmierć Michiru staje się prawdziwą tragedią, która wstrząsa Naną. Tymczasem zjawia się Tatsumi Tsuruoka, instruktor, który ma w związku z sytuacją własne zamiary...

 

„Talentless Nana” to takie pomieszanie z poplątaniem. Bo czego tu nie ma? Z jednej strony mamy wyspę, gdzie odizolowani są bohaterowie i po kolei giną. „I nie było już nikogo” się kłania. Kłania się „Battle Royale”, może zahaczamy też o „Igrzyska śmierci”, a wracając do komiksów chyba najmocniej zahaczamy tu o komiks „Batman: Czarna rękawica”, gdzie superhero łączył się z taką walką z wrogiem zabijającym po kolei zebrane na odludziu osoby, posiadające swoje talenty. A „Nana” z superhero ma też sporo. Z tym, że wszystko jest tu trochę na odwrót.

 


A co? A to, że to z perspektywy mordującego śledzimy to wszystko. Zagadka jest, nie przeczę, tu zresztą nie jedna osoba zabija i rozwiązywać jest co. Zagadek jest sporo, akcji jeszcze więcej. Klimat zazwyczaj dość mroczny, sceny bywają odpowiednio podlane krwią i brutalnością – odpowiednio czyli, żeby nie przesadzić, skoro czytają to nastolatkowie, ale też i nie łagodzić nadmiernie, skoro to jednak temat śmierci poniesionej często w dość w mocny sposób – a całość ciekawa. Bo ciężko tu dzielić bohaterów na dobrych i złych, wszyscy co istotniejsi działają w przekonaniu, że robią dobrze i słusznie postępują. A zmiany? Te związane są z pojawieniem się nowych postaci, ale wnikać tu nie chcę, sami powinniście odkryć to wszystko, bo warto.

 


No i jest wieńcząca to wszystko szata graficzna, która dobrze pasuje do całości. Z jednej strony prosta i cartoonowa, ale zarazem, odpowiednio mroczna, nieżałująca nam czerni czy tryskającej tu i tam krwi. Może i sterylna, może i wykonana wręcz podręcznikowo, bez szaleństwa, ale tutaj się to sprawdza. Co w połączeniu z fabułą daje nam całkiem sympatyczny i udany komiks dla miłośników rozrywki z nutą czegoś mroczonego. Ja bawię się dobrze, znajdując tu dla siebie wiele, bo lubię i superhero, i thrillery, i horrory i takie opowieści o niby złych, ale jednak nie złych bohaterach. I to właśnie tutaj mam, w lekkiej i przystępnej formie.

 

Dziękuję wydawnictwu Waneko za udostepnienie egzemplarza do recenzji.





Komentarze