Najstarsza z potęg – Feliks W. Kres

WSZYSTKO SIĘ ZMIENIA

 

Kres odszedł, dotarł do, nomen omen, kresu swej ziemskiej wędrówki, zostały nam jednak jego opowieści. Te już wydane, i te na wydanie jeszcze czekające. „Najstarsza z potęg” w nasze ręce trafia w ten czas pożegnania autora, dobitniej przypominając o jego śmierci. Jednego z drugim rozdzielić się nie da, ale nie zmienia to faktu, że ten dziesiąty tom „Księgi całości” jest świetny. Pisany po latach, zachowuje to, co w serii najważniejsze. Różni się? Pewnie, że tak, ale nie na tyle, by odstawać. A to, co oferuje, pozostaje jednym z najlepszych fantasy, jakie zrodził nasz rodzimy grunt.

 

Mijają lata. Wszystko się zmienia. Szerer także, tu upadła władza, tam nie ma już niektórych, ten zmienił stanowisko, tamtego już nie spotkamy. Nie zmieniło się jedno: ludzka natura, a przez to i cała ta walka, jaka dotąd się toczyła. Ale nadchodzi czas kolejnej zmiany, czas nowego porządku, przetasowania. Kto odegra w nim znaczącą rolę? I jakie będą skutki?

 

„Najstarsza z potęg” to pierwszy całkowicie premierowy tom „Księgi całości”. I od razu pośmiertny. Życie. Fani lata czekali na ciąg dalszy tej niewątpliwie znakomitej sagi, gdzie przygoda, gdzie świat fantasy i bohaterowie, ścierają się w tańcu równie lirycznym, co brutalnym. Przed nami jeszcze tylko „Szerń i Szerer”, potężna część, bo według najnowszych zapowiedzi rozbita na aż trzy tomy. Będzie co czytać, ale co czytać jest już teraz, bo „Najstarsza z potęg” świetna jest, godnie kontynuująca cykl, a po latach nie było to takie pewne. Bo zmienia się autor, koncepcja się zmienia, a najbardziej zawsze zmienia się styl pisania, podejście do tematu, do bohaterów, do wszystkiego właściwie. Ale dał Kres radę, udźwignął ciężar odpowiedzialności i pociągnął literackiego konia przez Bezmiar z wprawą, jakiej po nim oczekiwaliśmy.

 


Nie ma sensu za dużo rozwodzić się nad tym tomem. Dziesiąta to już część, kto czytał poprzednie, ten wie doskonale, czego oczekiwać, kto nie czytał, niech zacznie, od początku, bo w tym miejscu nie ma to sensu. Ale „Największa z potęg” to powrót znakomity, powrót sentymentalny, powrót mocny i zapadający w pamięć. I epicki, i skupiony na bohaterach, jest akcja, jest też miejsce na nastrój, na smakowanie. Kres nie oszczędza nikogo i niczego, prze przed siebie, rzuca bohaterów i nas w wir wydarzeń, szarpie, niczym chorągwią wiatr i dobrze nam z tym.

 


Bo dobrze to prowadzi, rozwija, dopełnia. Dobrze też pisze, nadal, operując stylem, jaki doceniliśmy. Może trochę prościej jest czasami, bo coś się zmieniło przez lata, ale nadal znakomicie. I nadal warto to czytać, odwiedzać ten świat, wędrować po nim, choć bywa nieprzyjazny i niebezpieczny bywa także. Aż żal, że „Księga całości” się dopełnia, że zapisały się te ostatnie rozdziały, na których okrycie czekamy i Kres nie napisze dla nas, nie opowie nam nic więcej. Bo pisał świetnie, czego tu mamy kolejny dowód.

 

Dziękuję wydawnictwu Fabryka Słów za udostępnienie egzemplarza do recenzji.





Komentarze