Kres odszedł, dotarł do, nomen omen, kresu swej
ziemskiej wędrówki, zostały nam jednak jego opowieści. Te już wydane, i te na
wydanie jeszcze czekające. „Najstarsza z potęg” w nasze ręce trafia w ten czas
pożegnania autora, dobitniej przypominając o jego śmierci. Jednego z drugim
rozdzielić się nie da, ale nie zmienia to faktu, że ten dziesiąty tom „Księgi
całości” jest świetny. Pisany po latach, zachowuje to, co w serii
najważniejsze. Różni się? Pewnie, że tak, ale nie na tyle, by odstawać. A to,
co oferuje, pozostaje jednym z najlepszych fantasy, jakie zrodził nasz rodzimy
grunt.
Mijają lata. Wszystko się zmienia. Szerer także, tu
upadła władza, tam nie ma już niektórych, ten zmienił stanowisko, tamtego już
nie spotkamy. Nie zmieniło się jedno: ludzka natura, a przez to i cała ta
walka, jaka dotąd się toczyła. Ale nadchodzi czas kolejnej zmiany, czas nowego
porządku, przetasowania. Kto odegra w nim znaczącą rolę? I jakie będą skutki?
„Najstarsza z potęg” to pierwszy całkowicie
premierowy tom „Księgi całości”. I od razu pośmiertny. Życie. Fani lata czekali
na ciąg dalszy tej niewątpliwie znakomitej sagi, gdzie przygoda, gdzie świat
fantasy i bohaterowie, ścierają się w tańcu równie lirycznym, co brutalnym.
Przed nami jeszcze tylko „Szerń i Szerer”, potężna część, bo według najnowszych
zapowiedzi rozbita na aż trzy tomy. Będzie co czytać, ale co czytać jest już
teraz, bo „Najstarsza z potęg” świetna jest, godnie kontynuująca cykl, a po
latach nie było to takie pewne. Bo zmienia się autor, koncepcja się zmienia, a
najbardziej zawsze zmienia się styl pisania, podejście do tematu, do bohaterów,
do wszystkiego właściwie. Ale dał Kres radę, udźwignął ciężar odpowiedzialności
i pociągnął literackiego konia przez Bezmiar z wprawą, jakiej po nim
oczekiwaliśmy.
Nie ma sensu za dużo rozwodzić się nad tym tomem. Dziesiąta
to już część, kto czytał poprzednie, ten wie doskonale, czego oczekiwać, kto
nie czytał, niech zacznie, od początku, bo w tym miejscu nie ma to sensu. Ale
„Największa z potęg” to powrót znakomity, powrót sentymentalny, powrót mocny i
zapadający w pamięć. I epicki, i skupiony na bohaterach, jest akcja, jest też
miejsce na nastrój, na smakowanie. Kres nie oszczędza nikogo i niczego, prze
przed siebie, rzuca bohaterów i nas w wir wydarzeń, szarpie, niczym chorągwią
wiatr i dobrze nam z tym.
Bo dobrze to prowadzi, rozwija, dopełnia. Dobrze
też pisze, nadal, operując stylem, jaki doceniliśmy. Może trochę prościej jest
czasami, bo coś się zmieniło przez lata, ale nadal znakomicie. I nadal warto to
czytać, odwiedzać ten świat, wędrować po nim, choć bywa nieprzyjazny i niebezpieczny
bywa także. Aż żal, że „Księga całości” się dopełnia, że zapisały się te
ostatnie rozdziały, na których okrycie czekamy i Kres nie napisze dla nas, nie
opowie nam nic więcej. Bo pisał świetnie, czego tu mamy kolejny dowód.
Dziękuję wydawnictwu
Fabryka Słów za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz