Panowanie smoka: Ilustrowana historia dynastii Targaryenów, tom I – George R.R. Martin, Elio M. Garcia,Jr., Linda Antonsso

SMOKI OŻYWAJĄ

 

Wydawnictwo Zysk zaszalało i na fali zainteresowania wzbudzonego przez serial „Ród smoka” zaserwowało nam „Panowanie smoka”. Kolejna książka ze świata „Gry o tron”? I tak, i nie. Tak, bo wszak jeszcze jeden to dodatek do serii, a nie, bo takiego jeszcze nie było. A na pewno nie do końca. „Panowanie” bowiem to pięknie wydany album, który ozdabia – półkę, Martinową kolekcję, biblioteczkę. No świetnie to wygląda, tak z zewnątrz, jak i w środku, a jeszcze i znakomite jest to wszystko także pod względem zawartości, tekstu i samej encyklopedycznej formy.

 

Bo to właśnie taka encyklopedia. A właściwie kronika, obejmująca historię dziejów dynastii Targaryenów od czasów podboju, po rządy regentów Aegona III. Historię pełną walk o władzę, krwi, śmieci, smoków, ale i niezwykłości.

 

To nie jest powieść i to wiedzieć musicie. Ale chyba nikt nie spodziewał się niczego innego. Bardziej więc, niż typowe dzieła Martina, przypomina to znakomitą „Ogień i krew” – w formie nieco zmienionej, skondensowanej, ale obejmującej podobny zakres. Literacko to nie powieściopisarstwo: to kronika, to encyklopedia, to quasi historyczna książka, ale niczego to jej nie ujmuje. Uwielbiam wszelkie tego typu dodatki, nie tylko uatrakcyjniające serię, ale i dodające jej posmaku realizmu. Realistyczna była już sama proza Martina, obyłaby się bez tych dodatków, jak i obyłby się fan, tu wszystko broniło się znakomicie. Ale dodatki powstały i powstają, pobudzaj fanowski apetyt, ożywiają wspomnienia i potrafią naprawdę, autentycznie zachwycić. A na pewno potrafi to ten.

 

Z jednej strony dostajemy losy jednego z najważniejszych rodów świata „Pieśni lodu i ognia”, z drugiej, rzecz jest doskonała nawet bez tego. Ten album ilustracjami właśnie stoi, grafiki idealnie bronią się bez jakiejkolwiek pomocy i jako swoisty artbook, rzecz zostałaby doceniona i to bardzo. Ale Martin wraz z pomocą duetu Elio M. García Jr. / Linda Antonsson, ludźmi od strony westeros.org, z którymi wcześniej napisał „Świat lodu i ognia”, serwuje nam naprawdę intrygującą kronikę, która wciąga, ciekawi, nawet jeśli już to znamy, wprowadza, a jednocześnie ożywia wspomnienia. Czy to oglądaliście serial, czy czytaliście powieści, macie w pamięci konkretne fakty, sceny, momenty. Niejeden z nich pokochaliście, a teraz macie okazję przeżyć to na nowo, może nieco inaczej, ale jednak z tymi samymi emocjami.

 


A i tak całą robotę robią tu ilustracje i samo wydanie. Bo grafik jest tu ponad sto pięćdziesiąt, a są to grafiki kolorowe, pięknie wykonane. Okej, są nieco słabsze prace, w których rzuca się nadmiar komputerowych efektów, królują jednak te, które chciałoby się oprawić w ramki i powiesić na ścianie. Stylizowane na stare, średniowieczne obrazy albo oldschoolowe ilustracje z dawnych powieści fantasy, wpadają w oko urzekają, potrafią zachwycić. A tu jeszcze mamy wielki format, świetny papier, doskonałą jakość druku, stylizowane na staroć strony…

 

Rewelacyjna rzecz, ożywiająca na naszych oczach prozę Martina, równie dobrze, a może nawet lepiej, niż w serialu. A przy okazji wydana w naprawdę dobrej cenie. Dla fanów Martina kolejne „musisz-to-mieć”.

 

Dziękuję wydawnictwu Zysk za udostępnienie egzemplarza do recenzji.



Komentarze