Filmowego „Ojca chrzestnego” docenić potrafię, ale
wielkości w nim nie widzę. Świetna realizacja, świetne dialogi, ale poza tym?
No jakoś mi nie leży to kino. Takie wręcz gloryfikowanie gangsterki, połączone
z nadmuchanym ego. Nie ruszyło mnie to, emocjonalnie ani intelektualnie nie
stymulowało, znam większe kino, większe filmy, bo film to nie tylko sprawna
realizacja, ale i, a dla mnie przede wszystkim, nośnik idei, myśli, przesłania,
głębi – głos, krzyk ludzi. Tu tego nie było. Nie mówię, że nie lubię „Ojca
chrzestnego” tak do końca, ale to kino przecenione i przereklamowane. Wydmuszka,
ładne z wierzchu, ale co z tego skoro człek liczy na sycące wnętrze? A rozwodzę
się nad tym wszystkim, bo film może mnie nie kupił, ale książka o jego kręceniu
już tak. Bo dobra to pozycja, interesująca, pełna faktów i ciekawostek i dobrze
przy tym napisana.
Kiedy w latach 70. XX wieku „Ojciec chrzestny”
trafił przed filmowe kamery, Mario Puzo, autor powieściowego pierwowzoru, ani nie
był zbyt znany, ani tym bardziej ceniony nie był. A jednak wkrótce stał się
autorem uznanym i uwielbianym. Jak to się stało? I jak to się stało, że sam ten
film stał się takim hitem i zyskał tą całą otoczkę, ten kultowy status?
Wraz z autorem przenosimy się w czasie, na plan
„Ojca chrzestnego” i patrzymy, jak wielka spoczywała na nim odpowiedzialność.
To na barkach jego twórców spoczął ciężar odpowiedzialności ratowania chylącego
się ku upadkowi studia Paramount Pictures. Odkrywamy ile z filmem wspólnego
miała prawdziwa mafia. I krok po kroku poznajemy całe kulisy produkcji.
Można nie lubić „Ojca chrzestnego”, ale jeśli ma
się za kinomana, film znać wypada, bo swoje miejsce w historii kina zajął. No i
można go nie lubić, ale będąc kinomanem, książkę o jego kręceniu poznać wypada.
I warto. Bo może to i rzecz zrodzona z pasji autora do kultowi trylogii, z tej
miłości – dla mnie niezrozumiałej, ale nie oceniajmy – ale jednak do tematu
podchodząca rzetelnie. I rzetelnie przyglądająca się całemu temu fenomenowi i
kultowi, jakim film obrósł. Analizująca wszystko to, od początków, jakich
korzenie tkwią w pulpowej literaturze Puzo, po… no właściwie po wszystko, co w
temacie możecie sobie wyobrazić. Obszerne to omówienie, ilustrowane na dodatek
– wkładka ze zdjęciami dopełnia całości – i bardzo przyjemne. O niebo ciekawsze
od samego oryginału, który powstał bardziej z kalkulowania i konkretnych celów,
niż pasji. Tu pasję widać.
Ale widać i rzetelność, widać zgłębienie tematu,
widać bogactwo. Ale to nie ciężkie opracowanie historyczne, to nie sucha
analiza, a książka tętniąca życiem, ociekająca zainteresowaniem otoczką i
chęcią wniknięcia w to wszystko. I rzecz napisana stylem przyjemnym, nieprzyciężkim,
ale i nie za lekkim. Po prostu dobrze napisana książka, która pozwala lepiej
zrozumieć fenomen „Ojca chrzestnego” i odkryć kawałek Hollywood sprzed pół
wieku. Poznać więc warto. Czy jesteście fanami filmu, czy po prostu chcecie
czegoś w temacie kina.
Dziękuję wydawnictwu
Albatros za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz