Well, we
don't sound like Madonna
Here we
are now, we're Nirvana
Sing
distinctly? We don't wanna
Buy our
album, we're Nirvana
A garage
band from Seattle
Well, it
sure beats raising cattle
Yeah
- Weird Al Yankovic
Rok minął i mamy kolejny tom „Dziennika cwaniaczka”.
Tym razem ytrochę bardziej nam się to oczekiwanie dłużyło, bo w poprzednich
latach między tomami dostawaliśmy jeszcze dodatkowe części o Rowleyu, ale co
tam, ważne, że jest. Bo, jak zawsze, świetnie jest. No i teraz na dodatek
tematycznie to jeszcze bardziej moja bajka, niż poprzednio, więc zadowolony
jestem i to bardzo. I w sumie znów chcę więcej, bo tomik łyknięty na raz,
zabawił, dostarczył okazji do śmiechu i pozostawił niedosyt. Ale niedosyt to
jednak coś, co bardzo dobrze świadczy o jakości dzieła.
Greg chciałby zaznać sławy, ale nie wyszło mu
uczynienie sławnym Rowleya. Więc teraz postanawia wkręcić się do zespołu brata,
Bródna Pielucha. A band akurat korzysta z szansy pokazania się i zabłyśnięcia. Ale
czy mu się to uda? Greg, jako tragarz zespołu, wchodzi w sam środek
rockandrollowego życia, gdzie snu jest równie niewiele, co pieniędzy, za to mnóstwo
jest kłótni i problemów. A kłopoty narastają i w końcu…
Siedemnasty tom serii, wciąż o tych samych
bohaterach, wciąż wokół podobnych tematów, a jednak Jeff Kinney nie zawodzi,
nie wypalił się i ogólnie zachowuje pomysłowość, to świetne poczucie humoru,
ten sarkazm, dawkę satyry i konkretnej akcji. Niby to rzecz dla dzieci, niby
prosta, niby taka zwyczajna, ale ile w tym mocy, uroku i dobrego wykonania,
które sprawiają, że każdy kto po nią sięgnie, nie będzie zawiedzony.
Ale to taka seria, którą tak po prostu, zwyczajnie
świetnie się czyta. I nie ma znaczenia, że napisana została prostym językiem. Bo
wszystko tu jest tak zrobiono, że kupuje, także tymi przygodami niemal
zwyczajnymi, które mogłoby się przydarzyć każdemu. Pod warunkiem, że ów każdy
miałby talent Grega do pakowania się w kłopoty.
Świetne są też ilustracje. Bardzo proste, bez
fajerwerków, takie jakby wyrwane z notesu, ale jak notes właśnie jest ta
książka. Nawet cały tekst wpisany został w typowo zeszytowe linijki, a rysunki
wypełniają strony na równi z nim, dopowiadając czasem coś do historii i
uzupełniając ją. A przede wszystkim równie jak treść rozbrajając.
I to tyle. Tylko tyle, albo raczej aż tyle. Świetny
tom świetnej serii dla całej rodziny. Tom, który – jak wszystkie inne zresztą –
można czytać niezależnie od całej reszty. Ale trudno jest skończyć na jednej
tylko części, gdy już się zacznie.
Dziękuję wydawnictwu
Nasza Księgarnia za udostępnienie mi egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz