Idefiks i Nieugięci #2: Rzymianie obejdą się smakiem! – Hervé Benedetti, Michel Coulon, Simon Lecocq, Nicolas Robin, Jean Bastide, Philippe Fenech
Ostatnio uzupełniłem kolekcję „Asteriksów” o
brakujące mi dotąd tomy i zacząłem wreszcie kończyć cykl. A że wciąż mi mało i
mało, dobrze, że akurat pojawił się nowy album z serii o psie dzielnych Galów.
Okej, to nie poziom prac Goscinnego, ale fajny dodatek, który sympatycznie się
czyta. Także, jako dzieło zupełnie niezależne.
Jest 52
rok p.n.e. Cała Lutecja jest podbita przez Rzymian… Cała? Nie! Grupa
nieugiętych zwierząt dowodzona przez Idefiksa nadal opiera się najeźdźcy!
Tak to się za każdym razem zaczyna. I za każdym
razem wszystko podąża mniej więcej podobną drogą. Bo Idefiks, nasz mały dzielny
piesek, wraz z innymi zwierzętami ma swój własny ruch oporu przeciw siłom
wroga. I tak za każdym razem zmagają się z okupantami. I zawsze wychodzą z tych
przygód i niebezpieczeństw zwycięsko.
Ja tam „Asteriksa” uwielbiam i chętnie poznaję
wszystko, co wpadnie mi w ręce. Nie tylko główną serię więc, ale i wszystkie te
dodatki, jak choćby wydany ostatnio album „Imperium Smoka”. No a z tych
dodatków – nie licząc takich komiksowych adaptacji czy to scenariuszy
Goscinnego, czy też jego słuchowiska – najlepszy jest „Idefiks” właśnie. A
mogło być kiepsko, mogło być słabo, bo przecież to rzecz oparta na serialu
animowanym, a jest całkiem przyjemnie.
Okej, to że to adaptacja, trochę jest czuć i nie zamierzam
temu zaprzeczać. Jednak wcale nie tak bardzo, jak można by sądzić. Bo sympatyczny
to spin-off. Ekipa rysowników złożona z Jeana Bastide'a („Ptyś i Bill”) i
Philippe'a Fenecha („Kumpelki”) plus ekipa scenarzystów: Matthieu Choquet,
Jérôme Erbin i Yves Coulon, dołożyli starań, by oddać charakter pierwowzoru – i
serialowego, i komiksowego. I ja to doceniam. Niezależność od pierwowzoru też
zachowali, więc sięgnąć może po to każdy i równie dobrze się bawić.
Ot przyjemny dodatek do kultowej serii. Nie tylko
dla fanów. Dzieł Goscinnego i Uderzo nie detronizuje, to w końcu klasyka, którą
znać i warto, i trzeba, ale dostarcza miłych wrażeń. Takich lżejszych, prostszych,
bez takiej dozy satyry, ale nadal fajnie się to czyta.
Dziękuję wydawnictwu
Egmont za udostępnienie egzemplarza do recenzji.
Komentarze
Prześlij komentarz