Oblężenie – Brian Michael Bendis, Olivier Coipel, Michael Lark


BITWA O ASGARD

 

Jest rok 2010 naszej ery. Cała Ameryka została podbita przez Osborna… Cała? Nie! Jedna, jedyna osada, zamieszkała przez nieugiętych Asgardczyków, wciąż stawia opór najeźdźcom i… Zaleciało Asteriksem? No i słusznie, bo taki właśnie jest to event. Okej, trochę sobie w tym wszystkim tu żartuję, ale też nie tak do końca. Bo zbieżności fabularne są tu znaczące, z tym, że podane w sosie superhero. Na szybko, na poważnie – choć z bendisową lekkością – i w widowiskowy sposób. Może trochę chaotycznie, może przydałoby się tu nieco więcej miejsca na spowolnienie akcji i skupienie na postaciach, ale i tak to kawał bardzo dobrego komiksu. A przede wszystkim komiksu ważnego, bo kończącego pewien etap uniwersum Marvela, domykając wątki zaczęte w takich opowieściach, jak „Wojna domowa” czy „Tajna inwazja”.

 

Norman Osborn, po Tajnej Inwazji, stanął na czele sił obronnych kraju, sformował własnych Avengers i zaczął realizować swój własny plan. Teraz właściwie całe Stany są pod jego kontrolą i jedynie Asgard, który sprowadzony został na Ziemię, jest mu solą w oku. Więc w końcu, napędzany nękającym go szaleństwem, decyduje się zaatakować boską krainę i… Czy to będzie jego ostateczne zwycięstwo, czy może upadek?

 

Event rozpisany tylko na cztery zeszyty? Czemu nie, Bendis i takie potrafi, jak widać. Owszem, w USA było tego „Oblężenia” od groma, wszystkich tych dodatków rozpisanych na różne serie, tu mamy wprowadzenie w postaci zeszytu „Cabal” i główne wydarzenie i tyle, łącznie pięć numerów. Ale tyle akurat wystarcza, by fajnie się to czytało, rzecz była spójna – także poziomem, bo z tie-inami, jak każdy wie, różnie to bywa, a najczęściej słabo, bo są jak odcinanie kuponików – i dostarczyła rozrywki na poziomie.

 


Wielu ludziom historia ta nie podeszła, ale ciężko orzec dlaczego. Niby wiem, co im się nie podobało, niby narzekają na chaos i nadmiar postaci, ale w końcu to opowieść o grupie herosów, więc jak miało być ich mniej. A chaos? Może niektóre wątki są za szybko prowadzone, ale to nic, co by przeszkadzało. W sumie dzięki temu czyta się to szybko, choć przerywniki trochę wydłużają lekturę, a sporo w tym widowiskowych scen, więc wchodzi to, jak dobre epickie kino prosto z Hollywood (z solidnym budżetem, oczywiście).

 


No ale ta widowiskowość to w dużej mierze zasługa rysownika. Ja Coipela uwielbiam i dla mnie świetnie wypada to wszystko, jest na co popatrzeć, bo wybuchy, bo rozwałka, bo starcia, a jednocześnie choć dynamiczne to i dzieje się tu dużo, wszystko jest czytelne, wyraziste i miłe dla oka. Więc mnie to kupuje. A przecież mamy jeszcze fajne wydanie, dodatki… Dobra rzecz, dostępna już tylko na rynku wtórnym, ale właściwie za grosze można ją nabyć bez większego problemu, więc jeśli lubicie Avnegers, Spider-Mana albo Thor – albo po prostu Marvela czy superbohaterszczynę, rozrywkową, ale jednak nie niskich lotów – bierzcie śmiało.

Komentarze