Moja przygoda z "Fight Clubem" zaczęła się od wyemitowania na Polsacie filmu "Podziemny krąg". Obejrzałem wówczas ok 30 min, stwierdziłem, że historia jest świetna i... wyłączyłem tv. Najpierw chciałem przeczytać powieść i tego postanowiłem się trzymać. Poszedłem więc do biblioteki i... Oczywiście nie było. W księgarni też nie mieli. W sieci tak samo. I zanim ukazało się wznowienie od wydawnictwa Niebieska studnia, sporo minęło czasu. Ale w końcu dorwałem w ręce tę cienką skądinąd powieść, zacząłem czytać i... wpadłem.
Fabuła, jak wiadomo, to kontrowersyjna historia człowieka, który przez bezsenność i spotkanie niewłaściwego człowieka powoli staje się terrorystą. Nic nie jest jednak takie, jakim się wydaje i ostatnie strony niosą zaskoczenie, którego nie sposób przewidzieć, a które po prostu pozostawia czytelnika sponiewieranego i z rozdziawioną gębą (że wyrażę się tak kolokwialnie). Poza tym tezy stawiane przez autora (że szaleństwo i swoiście terrorystyczno-nihilistyczne zapędy ocalą prawdziwą miłość, uczucia i ludzkie życie, ze masochizm i balansowanie na granicy degrengolady pozwolą człowiekowi na wolność itp) nie mniej wbiją się w pamięć.
Do tego dochodzi jeszcze styl, ascetyczny i niesamowicie oryginalny, stanowiący prawdziwą perełkę i mówiący wiele o geniuszu autora.
Wszystko to tworzy powieść, którą trudno polecić każdemu. Palahniuk drwi z poprawności politycznej i wytyka nam błędy. Pokazuje nasze najgorsze strony i każe się z nimi zmierzyć. Boli nas to, staramy się zaprzeczać, ze to co pisze autor top tylko satyra na konsumpcjonizm, że nie odnosi się do nas samych... i w tym właśnie tkwi siła. W tym i w fakcie, że jednak powieść poza bólem niesie też swoiste ukojenie.
Jak wspiera się dwóch moli książkowych to coś z tego wyjść musi. Czekam na dalsze wpisy,bo ten jak na razie czyta się bardzo przyjemnie:)
OdpowiedzUsuńTrzymam kciuki Michał za dalsze postępy na blogu i sukcesy ;)
Dzięki wielkie :)
OdpowiedzUsuń