Inferno - Dan Brown


DANTEJSKIE SCENY


Robert Langdon powraca na stary kontynent. Tym razem budzi się we włoskim szpitalu, postrzelony w głowę, pozbawiony pamięci, za to posiadający tajemnicze urządzenie ukryte w jego marynarce. W szpitalu pojawia się jednak morderczyni i Langdon musi uciekać wraz z dr Sienną Brooks. By odkryć to, co zapomniał zmuszony jest poznać kod ukryty w dziełach związanych z "Boską komedią". Odkryć utracone wspomnienia i ocalić świat przed apokalipsą. I znów ma na to tylko dobę...


Długo wyczekiwana kontynuacja "Zaginionego symbolu" wreszcie po polsku! Indiana Jones naszych czasów powraca w pełnej napięcia, tajemnic i historycznych ciekawostek fabule, która prowadzi do zaskakującego finału! Jak jednak prezentuje się na tle pozostałych powieści Dana Browna?


O stylu nie ma co pisać, bowiem jest to styl typowo brownowy. Lekki, prosty, nie szczególnie rewelacyjny, ale sprawny i pasujący. Fabuła to znów zagmatwana zagadka pełna akcji i emocji. Nie mniej jednak, choć autor stara się być oryginalny względem siebie (nie względem gatunku, bo to niemożliwe) wrzucając nas w sam środek pokręconej intrygi, całość staje się pewnym schematem, który znamy z 5 wcześniejszych powieści.


Tak czy tak, jest to schemat jak najbardziej udany. Dostarcza rozrywki, zajmuje uwagę czytelnika, wciąga, intryguje... Owszem, jest w wielu momentach przewidywalny, czasem autor popełni błąd, czasem... Ale nadal świetnie się przy tym bawiłem, w ostatecznym rachunku dając się oszukać i zaskoczyć. I choć może Brown przekombinował zapętlenie fabuły, to jednak działa to i na korzyść zaskoczenia nią czytelnika.


Tak więc, komu podobały się poprzednie części, powinien Inferno poznać jak najszybciej. Może nie pobiło "Symbolu..." ani "Aniołów i demonów", ale utrzymała wysoki poziom. Reszta czytelników też może śmiało zapoznać się z lekturą. Nie dość, że jest świetna, to jeszcze nie ma żądnych nawiązań (poza jednym malutkim, co mnie, jako stałego czytelnika Browna nieco zawiodło) do reszty przygód Roberta, dzięki czemu sięgnąć może po nią każdy, bez obaw, że czegoś nie zrozumie.


I choć to komercja i schemat, to jednak daleko Inferno do kliszy i trzeba się z tego cieszyć i docenić na równi z ogromem pracy, jaką włożył weń autor.


P.S. Mam jednak pewne zastrzeżenie do tłumacza. Nie żeby przekład był zły (choć zdarzają mu się perełki w stylu Grzechy śmiertelne, jakby nie wiedział, że Deadly Sins należało przełożyć jako Grzechy główne), ale drażni mnie tłumaczenie pewnego wątku pisanego w pierwszej osobie: wolałbym, żeby autor zmienił w nim czas wypowiedzi (na teraźniejszy) niż płeć wypowiadającego - dałoby się to zrobić bez problemu i bez straty dla czytelnika, za to z większą wiernością zamysłu autora. Ale jest jak jest.

Komentarze