Rose Madder - Stephen King


Po dwóch świetnych książkach: "Gra Geralda" i "Dolores Claiborne", nadszedł czas na powieść zamykającą tzw. "kobiecą trylogię" Stephena Kinga. "Rose Madder", bo o niej mowa, stała się najgorzej sprzedającą się pozycją w dorobku tego autora, choć sam King uważa ją za najlepiej napisaną ze wszystkich swoich prac. Czy słusznie?


Pewnego dnia Rosie Daniels decyduje się porzucić swojego męża, przed którym odczuwa paniczny strach, i pod przybranym nazwiskiem rozpocząć nowe życie. Ucieka do innego miasta, gdzie wkrótce zdobywa ciekawą pracę, nawiązuje znajomości i przyjaźnie. W sklepie ze starociami kupuje niezwykły obraz zatytułowany Rose Madder, który jak się okazuje pozwala przeniknąć do innego świata. Tymczasem tropem kobiety podąża jej mąż Norman, policjant psychopata, gotowy zabić każdego, kto mu się sprzeciwi. Jest już coraz bliżej, śledzi jej przyjaciół, zdobywa jej adres. Tylko ucieczka w świat Rose Madder może ocalić życie Rosie...


Do stylu tej książki przyczepić się nie można, choć Kingowi i tu wkradło się sporo dłużyzn, ale ma ona jeden podstawowy minus: przewidywalność. Temat maltretowanych kobiet został już wyeksploatowany do granic i king nie zrobił w tej materii nic oryginalnego. Choć trzeba mu oddać sprawiedliwość, ze się starał.


Plusem natomiast, tym największym, są emocje. Sceny jak np. starcie Gert vs. Norman to prawdziwe perełki. I do elementów fantastyki tym razem też nie mogę się przyczepić, a to u Króla spory plus.


Tak więc polecić ją mogę raczej wszystkim, którzy lubią proste acz skuteczne historie obyczajowe. Nie zawiodą się.


P.S. Książka, choć jest częścią "Trylogii kobiecej"  z dwoma pozostałymi częściami nie ma jednak wspólnego. Na szczęście steli czytelnicy Kinga znajdą w niej masę odniesień, choćby do "Bezsenności" czy "Mrocznej Wieży" i właśnie dlatego powinni sięgnąć po tę pozycję.

Komentarze